Źle się dzieje w Spędobydlińsku. Przyklasztorne miasteczko niewielkiej urody, zamieszkiwane przez ludzi honorowych, acz biednych, lubieżnych i popędliwych, świętych i drani, przez panny dumne i wyniosłe oraz diablice w anielskim przebraniu, staje się świadkiem niezłego galimatiasu: ojciec i syn stracili głowę dla tej samej kobiety. A ona, Grusza, krasawica o naturze tygrysa, przywodzi oboje do zguby. Fiodor Pawłowicz, rozpustnik i pijak, ojciec tytułowych Braci, niedorzeczną wojnę w przedmiocie Gruszeńki prowadzi z pierworodnym Dmitrijem. Pozostali braciszkowie też są w aferę wplątani: naukowiec Iwan, który oddał Bogu bilet, Alosza - niedoszły zakonnik o duszy czystej jak łza, oraz Smierdiakow, lokaj i domniemany potomek starego.
Są zatem "Bracia Karamazow" ulepieni z budulca, który tworzy wszystkie Wielkie Narracje: jest tu i miłość, i zbrodnia, będzie też kara. Ale te powieściowe filary, choć po mistrzowsku napędzają fabułę - ponad dziewięćset stron namiętności, moralnych upadków i zdrad, podłości i wiarołomstw - to jedynie pretekst, dzięki któremu słychać fundamentalne pytania, nieustannie stawiane przez Dostojewskiego. Kwestie dla rosyjskiej duszy nadrzędne od zawsze, pod koniec XIX wieku stają się ważne podwójnie - oto Rosja owładnięta nihilizmem, zarażona "europejskim oświeceniem", Rosja, która wciąż nie wie "czy to człowiek stworzył Boga, czy Bóg człowieka?" [1].
Dostojewski jest katastrofistą: opisuje świat bez sprawiedliwości, moralności i wiary, w którym zbrodnie popełniane są bez przyczyny, a kara dotyka niewinnych. W opowieści o dysfunkcyjnej rodzinie zakamuflował bezlitosny komentarz na temat kondycji ojczyzny: Karamazowszczyzna to Rosja w pomniejszeniu, a Mitia, Wanieczka i Loszeczka - hulaka, ateista i święty - uosabiają popularne wśród Rosjan postawy. Karamazowowie, rosyjscy Hamleci, spoglądają w otchłań wzniosłych ideałów i infernalnej głębi, w którą leci się "szast-prast, głową w dół, a piętami w górę" [2].
Ale jest w "Braciach Karamazow" i nowe. Objawia się tu poczucie humoru autora: widać je w kształcie kreski, jaką rysuje bohaterów i ich tragikomiczne przywary - dość wspomnieć doktora-nic-nie-rozumiem-Herzenstube, który tą frazą kwituje zagadkowe dolegliwości pacjentów. Marginalia powieści to charakterystyczne dla autora literackie kalambury - obok przemyśleń rodem z własnego "Dziennika pisarza", znajdziemy tu odniesienia do utworów Schillera i Puszkina. Smaczków jest więcej, bo echa życiowych doświadczeń Dostojewskiego splatają się z fikcją - stary Karamazow nosi to samo imię co pisarz, czterej bracia - Dymitr, Iwan, Aleksy, Paweł - nazywają się jak rosyjscy carowie, a najmłodszy z nich zawdzięcza miano zmarłemu w dzieciństwie synowi Dostojewskiego (podobny los czeka również powieściowego urwisa, Iliuszę).
Dychotomia Boga i szatana objawia się w "Braciach Karamazow" na różne sposoby. Głoszący siłę miłosierdzia mędrzec Zosima i Iwan, który, niczym Faust, rozmawia z szatanem, są niczym odwieczne ścieranie się dobra i zła. Postaci zaludniające panoramę tej doskonałej powieści, psychologicznie prawdziwe, pełnokrwiste, głębokie, są zarazem utrapione, nieszczęsne, tragiczne. Nawet dobra dusza, Alosza, pozostaje czasem, wobec zagadek gnębiących człowieka na ziemi, bezbronny jak dziecko. Dostojewski radzi: "odgaduj jak umiesz i wstawaj suchy z kałuży". [3] Nic lepszego jak dotąd nie wymyślono.
Dostojewski, F. (2010). Bracia Karamazow. Wydawnictwo Znak, Kraków
Tytuł oryginalny: Bratja Karamazowy
Tłumaczenie: Adam Pomorski
[1] Ibidem, str. 288;
[2] Ibidem, str. 135;
[3] Ibidem, str. 136.
P.S. Finał wspólnego czytania "Emancypantek" Bolesława Prusa coraz bliżej - na blogu Pyzy Pruskiej w piątek 19. maja zaczynamy rozmawiać o powieści, którą autor cenił ponoć bardziej niż "Lalkę". Serdecznie zapraszamy!
Z tą prawdziwością psychologiczną postaci, to trochę jednak przesada, bo one same są przesadzone. To nie są ludzie, których spotykamy na co dzień, choć zdarza się że można na nich trafić. Ale nie też co zaprzeczać, to właśnie dzięki temu psychologicznemu "wyostrzeniu" bohaterowie "Braci Karamazow" zrobili furorę.
OdpowiedzUsuńTo prawda, są przesadzone i ponadprzeciętnie emocjonalne, ale w tym swoim przerysowaniu bardzo - na mój gust - prawdziwe. Prawdziwe do tego stopnia, że wierzę im i współczuję (Mitii na przykład). Ale psychologiczna prawdziwość nie musi przecież iść w parze z częstością występowania w przyrodzie. Myszkin na przykład - też był, moim zdaniem, wiarygodny i unikatowy zarazem. Dziś takich Myszkinów ze świecą szukać ;-)
UsuńZa to u Dostojewskiego można go znaleźć bez świecy :-) - Alosza, to przecież jego wariant, trochę bardziej życiowy. Mnie jakoś trudno było wykrzesać współczucie wobec Karamazowych, może z wyjątkiem właśnie Aloszy, a na pewno nie wobec Dymitra. To nieodrodny syn swojego ojca, któremu raz przydarzył się szlachetny czyn, a jego miłość do Gruszeńki nie stanowi przecież żadnego zadość uczynienia za jego dotychczasowe życie.
UsuńCiekawa jestem, swoją drogą, jak potoczyłyby się losy Aloszy, gdyby Dostojewski napisał drugą część "Braci". W każdym razie, jego charakter to dużo lepszy prognostyk na przyszłość niż skrajna naiwność Myszkina. To prawda, Dymitr miał swoje za uszami, ale z uwagi na jego koniec, trudno mi nie czuć żalu, że chłopak z pewnym, przyznajmy, potencjałem, poszedł na zmarnowanie. Albo, co możliwe, po prostu mam zbyt miękkie serce.
UsuńWedług mnie postaci u Dostojewskiego są gdzieś w pół drogi między prawdziwością a personifikacją pewnych postaw. Wyostrzenie jest tu bardzo dobrym słowem.
OdpowiedzUsuńIntrygujące kontinuum - od prawdziwości do personifikacji ;-) Spersonifikowane = nieprawdziwe?
UsuńŚwietna recenzja! Ta książka tkwi jak wyrzut sumienia, w dawnym pokoju mojej siostry, która kiedyś ją kupiła i tak zostawiła. Ale wiesz co? Kilka będę jeszcze musiała odczekać zanim przeczytam i wrzucę swoje przemyślenia, bo obawiam się, że tak mięsistego posta jednak nie wymyślę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję, ale jeśli ktoś pisze mięsiście, to Dostojewski. Dlatego nie ma co zwlekać z czytaniem! :-)
UsuńJedna z lepszych recenzji jakie przeczytałam w życiu. Brawo, gdyby tak recenzowano szkolne lektury to zapewne cieszyłaby sie większym powodzeniem ;) piękny blog, obserwuje i będę wpadać po kolejne zaskakujące teksty :) zapraszam rownież do mnie i nie łez i czytaj tylko pisz
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czytankanadobranoc.blogspot.ie
Dziękuję za miłe słowa! Żeby pisać, najpierw trzeba poleżeć i poczytać ;-)
Usuń