Północ. Ciemny zaułek, przepalone latarnie i odgłos kroków w oddali. Ktoś się zbliża, a wraz z nim jego niecne zamiary. Tajemnicze odgłosy w pokoju obok, szuranie, pukanie, akurat gdy - co za pech! - jesteśmy sami w domu. Środek lasu, sielska atmosfera jesiennego grzybobrania. Błysk srebrzystego koloru na rudo-złotych liściach. Oczami wyobraźni widzimy, jak długa, wężowa nitka błyskawicznie znajduje się pod naszymi stopami, podnosząc głowę i strasząc rozdwojonym językiem. Ratunku!!!
Strach to nic przyjemnego, prawda? Serce wali jak oszalałe, do tego spocone dłonie, gęsia skórka na karku i paraliż mięśni. Gdy rzezimieszek w ciemnym zaułku okazuje się być zbłąkanym kotem, trzeszczenie drewnianej podłogi - harcami kornika, nie duchów, wąż - nieszkodliwym zaskrońcem albo plamą słońca, odbijającą się w leśnym poszyciu, oddychamy z ulgą. A to, dla odmiany, jedno z najlepszych uczuć na świecie.
Skoro strach nie jest przyjemny, dlaczego wielu z nas celowo go poszukuje? Uprawiamy sporty ekstremalne, czytamy i oglądamy horrory, a na dobranoc opowiadamy przerażające historie. Czy to możliwe, że po prostu... lubimy się bać? Psychologia zna odpowiedź na to pytanie.