Każdy na coś czeka. Jedni na piątek (piąteczek, piątuś, piątunio!), czyli dwa dni wolne od udręki wstawania na ósmą i wypatrywania, aż kurant wybije szesnastą; drudzy na miłość (jakby miłość była czymś, co tak jak piątek, zawsze przyjdzie); jeszcze inni, jak pisano niedawno w gazecie, czekają na nowe chodniki w pewnym powiatowym mieście, bo w starych dziury i chodzić się nie da.
Charles Bukowski to jeden z tych, którzy o odmianach i
formach oczekiwania zdawał się wiedzieć wszystko.