Każdy na coś czeka. Jedni na piątek (piąteczek, piątuś, piątunio!), czyli dwa dni wolne od udręki wstawania na ósmą i wypatrywania, aż kurant wybije szesnastą; drudzy na miłość (jakby miłość była czymś, co tak jak piątek, zawsze przyjdzie); jeszcze inni, jak pisano niedawno w gazecie, czekają na nowe chodniki w pewnym powiatowym mieście, bo w starych dziury i chodzić się nie da.
Charles Bukowski to jeden z tych, którzy o odmianach i
formach oczekiwania zdawał się wiedzieć wszystko.
W „Szmirze” pisał: „Ludzie czekają przez całe życie. Czekają na lepsze czasy,
czekają na śmierć. Czekają w kolejce, żeby kupić
papier toaletowy. Czekają w kolejce po pieniądze. A jak nie
mają szmalu, to czekają w jeszcze dłuższych kolejkach
po zasiłek. Człowiek czeka, żeby położyć się
spać, i czeka, żeby się obudzić. Czeka, żeby się ożenić, i czeka, żeby się
rozwieść. Czeka na deszcz, czeka, aż przestanie
padać. Czeka na posiłek, a kiedy go zje, czeka na następny”. *
Czekają wszyscy, czekam i ja. Bo
chociaż lubię przykurzone strony, które czekają cierpliwie na półce, to książkowym
nowościom oprzeć się nie umiem. Ale to nie uległość wobec konsumpcyjnie
rozpasanego hasła: must-have, a przynajmniej, jak chcę wierzyć, nie tylko tyle.
Nowości to dla mnie okazja do kolejnych spotkań z ulubionymi pisarzami. Właśnie
pod tym kątem przejrzałam jesienne zapowiedzi. Z radością stwierdzam, że moi
ulubieńcy piszą i mają się dobrze.
Czekam na (kolejność przypadkowa):
LITERATURA „MADE IN POLAND”
1. „JOLANTA” SYLWIA CHUTNIK
Czytam wszystko, co Sylwia
Chutnik napisze, a zaczęłam od początku, czyli od Jej pisarskiego debiutu. Po
„Kieszonkowym atlasie kobiet” były, między innymi, „Cwaniary”, a ostatnio „W
krainie czarów”, książka, która omamiła cukierkowo-różową okładką i bajkowym
tytułem, żeby w środku, zamiast czarów, zaserwować Prawdziwe Życie. To, które
częściej jest szaro-bure, a nie w kolorze dojrzałej maliny. „Jolanta”, którą
będzie można przeczytać już 21. września, będzie słodko-gorzka, podobnie jak
poprzednie pozycje beletrystyczne Chutnik. Tytułowa Jolanta wpisuje się w
korowód bohaterów literackich niepasujących do świata, samotnych, innych, szalonych.
Mieszka na Żeraniu i stara się przejść przez życie bezszelestnie. Bardzo chcę
się dowiedzieć, dlaczego.
Chutnik. S. (2015). Jolanta. Wydawnictwo Znak, Kraków.
2. „ARENA SZCZURÓW” MAREK KRAJEWSKI
Edwarda Popielskiego
polubiłam, ale trochę wbrew sobie. Nie wiem, czym mnie ujął ten podstarzały
komisarz-erudyta, niestroniący od kobiet i cygar. Bezkompromisowością? Tym, że się
nie zmienia, choć świetnie zna swoje wady i ograniczenia? Być może. W końcu
samowiedza jak ta, dana jest przecież niewielu. Ad rem. „Arena szczurów” to już
ostatnia część cyklu o Łyssym, więc owszem – czekam, ale już mi żal, że to koniec.
Na pewno będzie (kolejna) tajemnica, wyrzuty sumienia, mrok i jeszcze więcej
mroku. Czekam do 23 września, a potem będę czytać powoli, żeby na dłużej
wystarczyło.
Krajewski, M. (2015). Arena szczurów. Wydawnictwo Znak, Kraków.
3. „WIELORYBY I ĆMY” SZCZEPAN TWARDOCH
„Morfina” wciągnęła mnie i uzależniła (nic dziwnego, morfina to w końcu morfina), dlatego się
niecierpliwię, bo dziennik Twardocha ma się ukazać dopiero w październiku. Jestem
fanką non-fiction, uwielbiam dzienniki, pamiętniki i wspomnienia (cudze i
własne). W dziennikach autor pokazuje się w całości (a przynajmniej chcemy w to
wierzyć), a ja jestem z gatunku tych, co to „wszystko, albo nic”. W Internetach
szepczą, że niewiele o zawartości tej książki wiadomo, ale już sam tytuł (intrygujący, to prawda) i podróże pisarza na daleką północ pozwalają przypuszczać, że w „Wielorybach i ćmach” poczytamy o
słynnych wyprawach Twardocha na Spitsbergen. Zapowiada się daleka podróż.
Twardoch, S. (2015). Wieloryby i ćmy. Dzienniki. Wydawnictwo Literackie, Kraków.
4. „DZIENNIK ROKU CHRYSTUSOWEGO” JACEK DEHNEL
I znów jest na
co czekać. Ta pozycja to dla mnie kombinacja idealna: ulubiony autor i forma
literacka. Mam nadzieję, że uda mi się przeżyć podobny zachwyt, jaki
towarzyszył lekturze „Saturna” czy „Fotoplastikonu”. „Dziennik roku Chrystusowego” zapowiadany jest jako diariusz pisany w ciągu roku - od 33. do
34. urodzin pisarza (stąd tytuł). Z grubsza wiadomo, na co się tu czeka,
zwłaszcza jeśli poznało się autora z jego zbioru felietonów o literaturze pt.
„Młodszy księgowy”. Ciekawe, czy rok z życia Jacka Dehnela upłynął pod hasłem:
„literatura”? Mam nadzieję rozkoszować się smakowitą frazą i literackimi
smaczkami, jakimi Dehnel zawsze czytelnika nagradza. Czekam niecierpliwie do
listopada.
Z IMPORTU
1. „NA SZPULCE NIEBIESKIEJ NICI” ANNE TYLER
Już za chwilę
(19. listopada) kolejna powieść Anne Tyler. „Obiad w restauracji dla samotnych”,
od którego zaczęłam poznawać prozę tej Autorki, trafił w moje ręce z
bibliotecznej półki tylko dlatego, że zauroczył mnie swoim tytułem. Swoją
drogą, ilu nowych autorów odkryłam tą metodą! (Owszem, czasem chwytliwa nazwa bywa
przykrywką dla nieciekawej treści, ale uwierzcie – nie w przypadku Tyler). Z
opisu fabuły „Na szpulce niebieskiej nici” odnoszę wrażenie, że klimatem i
tematyką będzie nowej Anne Tyler blisko do tego, co działo się w filmie "Sierpień w Hrabstwie Osage" (w tym samym, w którym Meryl Streep rywalizowała z Julią
Roberts o palmę aktorskiego pierwszeństwa). Wielopokoleniowa rodzina ma
problem. A problem, jak to z problemami bywa, nie tyle jest po to, żeby go
rozwiązać, ale po to, żeby posłużył jako pierwsza kostka domina – ta, która po
popchnięciu zgrabnie przewraca pozostałe części układanki. Na jaw wychodzą więc
sekrety, tłumione przez lata emocje, pamięć dawnych przewin i krzywd. Ech,
rodzinka! Familia i okolice to niewyczerpane źródło literackiego natchnienia.
Mam nadzieję, że Tyler nawlekła na niebieską szpulkę kawał życiowej, gęstej od
emocji historii.
Tyler, A. (2015). Na szpulce niebieskiej nici. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa.
2. „POGRZEBANY OLBRZYM” KAZUO ISHIGURO
Na nową powieść
Ishiguro przyszło nam czekać – bagatela! – 10 lat. Ta anielska cierpliwość została
nagrodzona - „Pogrzebany olbrzym” w księgarniach już 23. września. Tło powieści
(spustoszona Brytania po podbiciu przez Rzymian) zapowiada skręt w rejony prozy
historycznej, a przynajmniej coś zupełnie innego niż kameralne „Okruchy dnia”
czy zaskakujące „Nie opuszczaj mnie”, ale prawdopodobnie to tylko dekoracje.
Autor pozostaje wierny sobie i literackim konwencjom, w których od dawna czuje
się najlepiej. Jego „Olbrzym” zapowiadany jest jako uniwersalna przypowieść o
sprawach zawsze ważnych: o miłości, pamięci, wybaczeniu. Wygląda na to, że
wreszcie się doczekaliśmy.
Ishiguro, K. (2015). Pogrzebany olbrzym. Wydawnictwo Albatros, Warszawa.
3. „ULEGŁOŚĆ” MICHEL HOUELLEBECQ
Spotkania z tym pisarzem
zawsze zapadają mi w pamięć. Houellebecq
wgniata w fotel i jest do bólu szczery, ale chce się Go czytać. Tym razem
przenosi czytelnika w przyszłość (bliską, jest rok 2022) i pokazuje, jak może
wyglądać nasz świat już za moment, za kilka lat. Jestem zaintrygowana, tym
bardziej, że Houellebecq świetnie wyłapuje bolączki i problemy współczesności,
pisze o nich wprost i co ważne – reaguje szybko. Okładka frapująca, a czy
całość – prorocza, przekonamy się już 25. września.
Houellebecq, M. (2015). Uległość. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa.
4. „MOJA WALKA. KSIĘGA 3” KARL OVE KNAUSGÅRD
Monumentalny
cykl Knausgårda to autobiograficzna powieść w sześciu tomach. Dwa poprzednie
przeczytałam z wypiekami na twarzy, bo autor należy do tych, którzy, nawet gdy
piszą o wyrzucaniu śmieci, wizycie z dzieckiem w przedszkolu czy wypalaniu
któregoś-z-kolei papierosa, robi to tak, że nie można oderwać się od lektury.
Dzięki Knausgårdowi przekonuję się, nie po raz pierwszy zresztą, że
rzeczywistość bywa równie ciekawa, jak fikcja. A czasem nawet ciekawsza. Z
zapowiedzi wynika, że w tomie trzecim, na który czekamy do 19. listopada,
Knausgård powraca do traum dzieciństwa i wczesnej młodości. Nie jest to zatem
linearna saga wspomnień. Przeżycia z dzieciństwa, pamięć o okrucieństwie ojca powracają
kiedy chcą (były w tomie pierwszym, w drugim – w ilościach śladowych), i jak
chcą. Ot, życie.
Knausgard, K.O. (2015). Moja walka. Księga 3. Wydawnictwo Literackie, Kraków.
5. „PRÓBA” ELEANOR CATTON
„Wszystko co lśni” skutecznie
przyspieszało wskazówki mojego zegara podczas tegorocznych zimowych wieczorów.
Dałam się porwać tej opowieści z łatwością, chowając przy okazji do kieszeni
wydobyty spomiędzy wersów szczerozłoty literacki samorodek. „Próba” zapowiada
się równie wyśmienicie. Obyczajowy skandal (romans nauczyciela z uczennicą),
który wybucha w nieznanym z nazwy miasteczku, porusza do głębi jego
mieszkańców, odsłaniając ich prawdziwą naturę i głęboko skrywane, mroczne
pragnienia. Spodziewam się prozy gęstej od emocji i prawdziwej czytelniczej
uczty, na którą przyjdzie jeszcze poczekać aż do 3. grudnia. Będę leżeć i
czytać – pod choinką.
Catton, E. (2015). Próba. Wydawnictwo Literackie, Kraków.
A na co Wy czekacie?
*Bukowski, Charles (2014). Szmira. Wydawnictwo Noir Sur Blanc,
Warszawa.
Zdjęcia okładek pochodzą ze stron internetowych wydawnictw. Zdjęcie
okładki „Wieloryb i ciem” pochodzi z fanpage’u Wydawnictwa Literackiego na
facebook’u.
Też czekam na "Arenę szczurów" i "Próbę" :)
OdpowiedzUsuńJuż niedługo, już za momencik!
UsuńO masz! Nie wiedziałam, że Catton znowu wydają. A mi jeszcze "Wszystko co lśni" na półce zalega :) "Na szpulce..." i "Pogrzebanego..." też chcę przeczytać, ale czy się uda tej jesieni to nie wiem. Sezon wyjątkowo bogaty w ciekawe pozycje. Nowego Bukowskiego wydają, McEwana, Franzena. Chciałabym się zaszyć w domu na te parę miesięcy pod kocem i czytać :))
OdpowiedzUsuńNo proszę, ja z kolei nie miałam pojęcia, że będzie nowy McEwan. To dobre wieści! Tak, jesienne zapowiedzi są w tym roku bardzo w moim guście. Jeśli jesień będzie deszczowa i brzydka (czego zarazem chcę i nie chcę), to możliwe, że kocyk i książka będą częstym punktem programu :-)
UsuńCatton chętnie bym przeczytała, z ciekawości, jak się rozwija autorka chyba najbardziej przereklamowanej książki ubiegłego roku ;) Nie twierdzę, że złej, ale...
OdpowiedzUsuńNo i Ishiguro, czekam z nadzieją, ale i lekkim niepokojem, bo różne bywały moje z nim spotkania.
Tak, oczekiwanie na powrót Ishiguro jest podszyte lekką obawą, ale miejmy nadzieję, że wróci w jezcze lepszej formie. Catton to jedno z moich ostatnich odkryć. Wpadła mi w ręce przypadkiem, wcale się nie reklamując ;-) A może po prostu dobrze mi się czyta grube tomiszcza zimą.
UsuńO tych książkach jeszcze nie słyszałam. Na pewno znajdę w nich coś dla siebie :)
OdpowiedzUsuńWieści na blogach niosą się szybko :-)
UsuńBędę w takim razie czekać na opinie. Żadnej z tych książek bowiem nie czytałam.
OdpowiedzUsuńJa też (jeszcze) nie! Dopiero czekamy :-)
UsuńJa czekam przede wszystkim na trzeci tom "Mojej walki". Oczarowały mnie i wbiły w fotel poprzednie. Oczywiście jest więcej tytułów. Świeżo jestem po "Drachu" Twardocha, więc jego non-fiction mnie szalenie interesuje. Chutnik nie czytałam. Pora to zmienić...
OdpowiedzUsuńO tak, Knausgard uzależnia! Bardzo jestem ciekawa innych Jego książek. Po polsku ukazało się "Wszystko ma swój czas" - opis intrygujący. Tegoroczna jesień będzie obfita w książkowe zbiory!
UsuńMust-have- Catton, Chutnik i Twardoch :) Wymienimy się wrażeniami :)
OdpowiedzUsuńMust-have i must-read! ;-) Mam nadzieję, że wrażenia będą wyłącznie pozytywne :-)
Usuńno ja myślę, choć Catton aż tak mnie nie zachwyciła, jak wszystkich. Owszem, dostrzegam kunszt i talent, ale to nie moje klimaty były. Za to Twardoch....jeeeej, jak pomyślę o "Morfinie" to do tej pory mam ciary....ta postać...brrrr...A Chutnik jeszcze mnie nie zawiodła, więc jestem pełna optymizmu :) No to pozostaje czekać i później czytać :)
UsuńJeśli chodzi o "Próbę", to mam dobre przeczucia. Może dlatego, że - jak wynika z opisu tej książki - będzie to opowieść o emocjach, a takie lubię najbardziej. Jest na co czekać!
UsuńNa "Winds of Winter". ha-ha-ha, ale kiepski żart.
OdpowiedzUsuńO tym nie wspomniałam, na "Wichry zimy" i tak wszyscy czekają ;-)
UsuńNa początku listopada ma być nowy Pamuk ("Dziwna myśl w mej głowie"). ;) A Catton niby kusi, ale jeszcze nie przeczytałam jej poprzedniej powieści, więc teraz też mi się nie spieszy. W ogóle się rozleniwiłam i dopiero sięgam po nowości z 2014 roku (albo wcześniejsze). ;)
OdpowiedzUsuńNowy Pamuk nie zmieścił się już na listę - mogłabym tak w nieskończoność o tym, co w księgarniach niebawem, bo zapowiada się prawdziwa klęska urodzaju. Catton rozbudziła mój apetyt skutecznie, a w "Próbie" temat współczesny plus epicki rozmach Autorki zapowiadają to, co w książkach lubię. Ja też mam zaległości, ale nie trzeba się z czytaniem spieszyć. Książka się przecież nie przeterminuje!
UsuńTwardocha kocham, Dehnel uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńCzyli lubimy czytać to samo!
UsuńNa Twardocha tez czekam i już nóżkami przebieram :D
OdpowiedzUsuńPS
Ależ tu u Ciebie fajnie :) :) :)
Na szczęście niedużo już tego czekania zostało!
UsuńP.S. Miło mi to słyszeć! Polecam się na przyszłość ;-)
Też mam smaki na Twardocha i Houellebeqa. Ten drugi już za chwilę będzie u mnie na półeczce, więc radość coraz większa :)
OdpowiedzUsuńA ja się waham - możliwe, że zdam się na bibliotekę!
UsuńBędę czekać na recenzje, bo nie ukrywam, ze to autorzy, których nie nam :) Słyszałam jedynie o kilku nazwiskach, ale na co dzień preferuję lżejszą, powiedziałbym nawet dość miałką literaturę :)
OdpowiedzUsuńDziękuje za linka do siebie, inaczej pewnie bym nie trafiła, a byłaby to wielka strata :)
Warto ich poznać :-) Zapraszam w takim razie ponownie - na pewno podzielę się wrażeniami po lekturze!
UsuńTen Knausgard rzeczywiście taki dobry? Czytałem o nim już dużo dobrego i sam pomysł na powieść mnie ciekawi.
OdpowiedzUsuńNaprawdę jest dobry. Oczywiście, gdy nie ma się nic przeciwko długaśnym rejestrom tzw. "zwyczajnego życia", przeplatanym chwilami celnej refleksji na tematy około filozoficzno-życiowe.
UsuńW drugiej części "Mojej walki" Knausgard cytuje jednozdaniową recenzję swojej prozy, jaką wystawił mu przyjaciel: "Ty potrafisz zająć dwadzieścia stron opisem pójścia do kibla i doprowadzić do tego, że ludziom, którzy go czytają, oczy wilgotnieją ze wzruszenia". Lepszej opinii o "Mojej walce" jak dotąd nie znalazłam ;-) Ale, rzecz jasna, najlepiej sprawdzić samemu - polecam.