Strony

http://lezeiczytam.blogspot.com/http://lezeiczytam.blogspot.com/p/blog-page_18.htmlhttp://lezeiczytam.blogspot.com/p/o-mnie.htmlhttp://lezeiczytam.blogspot.com/p/kontakt_18.html

17.12.2015

Emma, to nie wypada! Mody i obyczaje wczoraj i dziś - na podstawie "Emmy" Jane Austen [wpis festiwalowy]

Miłośnicy prozy Jane Austen w grudniu A.D. 2015 mogą świętować podwójnie. W tym miesiącu mija bowiem dwusetna rocznica wydania drukiem "Emmy" oraz 240. rocznica urodzin jej autorki. Z tej okazji Tarnina z bloga Czytam to i owo zorganizowała blogowy festiwal. Wpisy inspirowane jedną z najsłynniejszych powieści Austen będą pojawiać się w blogosferze aż do środy 23. grudnia. Festiwalowy rozkład jazdy i archiwum znajdziecie TU
Dzisiaj moja kolej na uczczenie najsłynniejszej literackiej swatki, panny Emmy Woodhouse z Hartfield. Zapraszam do lektury!

10.12.2015

Książka na kozetce #5. Święta? Nie, dziękuję. O przyczynach ucieczki od świąt oraz o literackich obrazach Bożego Narodzenia

Stół nakryty białym obrusem. Na stole - dwanaście tradycyjnych potraw, a wokół niego - szczęśliwa rodzina. Aromat wigilijnego suszu i drożdżowego ciasta miesza się z zapachem świerku, przystrojonego zgodnie z najnowszą choinkową modą. Na progu pojawia się brzuchaty jegomość z workiem pełnym prezentów, wzbudzając entuzjazm dzieci i gromkie okrzyki dorosłych. Ci ostatni, pod brodą z białej waty, rozpoznali sąsiada z naprzeciwka, ale trwają w zmowie milczenia ku uciesze najmłodszych. Gwiazdka idealna? Perfekcyjne święta, które po latach będziemy wspominać z nostalgią? Nie, to telewizyjna reklama.

6.12.2015

Miasto światła + Liebster Blog Award, czyli mikołajkowy przerywnik blogowy

Jak co roku, w okolicach imienin Mikołaja, królewski szlak pewnej środkowoeuropejskiej stolicy rozbłyskuje tysiącami kolorowych światełek. Trasę spaceru godnego monarchy wieńczy gigantyczna choinka, zainstalowana obok Zamku, który przez kilka stuleci był niemym świadkiem polskiej historii - dziejowej zawieruchy i narodowych sukcesów. Żeby uniknąć świetlnej monotonii, każdego roku świetlny szlak zaskakuje przechodniów czymś nowym. Raz są to renifery i błyszcząca kareta, innym razem, dla odmiany - kolorowa ciuchcia i kominek z prezentami. Błyszcząca bombka, którą można obejrzeć od środka, zawsze stoi w okolicy hotelu Bristol.

2.12.2015

Muffiny po amerykańsku i delicje made in Poland: "Delicje ciotki Dee" Teresa Hołówka

Ćwierć wieku to długo i krótko zarazem. To czas wystarczający, żeby urosło drzewo i dojrzał człowiek, ale zbyt krótki, by biodegradacji uległa plastikowa butelka albo foliowa "reklamówka". Ćwierć wieku przeżyte w związku to dość, aby świętować srebrne gody, ale może nie wystarczyć, by kogoś poznać naprawdę. W tym czasie może zmienić się mapa świata - ustrój państw i polityczne granice, ale bywa, że to za krótko, by przebudować swoje prywatne podwórko.
Świętowaliśmy niedawno 25-lecie polskiej wolności. W bieżącym roku mija również 27 lat od ukazania się drukiem "Delicji ciotki Dee" Teresy Hołówki. Zarówno ćwierć wieku, przeżyte w nowej Polsce, jak i wspomniana książka - rówieśnica naszej wolności, uświadamiają, że trawa po drugiej stronie płotu n i e  z a w s z e jest bardziej zielona. 

25.11.2015

Książka na kozetce #4. Depresja i smutek w życiu i w literaturze, czyli po co nam niewesołe lektury

Są zimowe sporty, buty i sen. Letnie bywają wakacje, przygody i burze, a wiosenne - porządki, bujność traw czy alergie. Jesienne natomiast są albo róże, albo... chandra. Nieprzypadkowo spadek nastroju kojarzy się z porą roku znaną z kiepskiej pogody i wcześnie zapadających wieczorów. Nie od dziś wiadomo, że brak światła słonecznego sprzyja obniżeniu nastroju, a listopadowy deszcz wygląda efektownie jedynie w teledysku Guns'n'Roses. W szaro-bure dni budzimy się zmęczeni bardziej, niż byliśmy, kładąc się spać. Jesteśmy skłonni uwierzyć, że nic nie ma sensu i wszystko nic nie warte, a najmniej w tym wszystkim - my. Gdyby tylko chciało się chcieć tak bardzo, jak się nie chce! Depresja, czy mała depresyjka? Smutek, czy ledwie - smuteczek? Godziny i dni odmierzane melancholią zdarzają się wszystkim. Znacie je na pewno z własnego doświadczenia, prawda? To posłuchajcie.

18.11.2015

Być jak Jacek Dehnel: "Dziennik roku chrystusowego" Jacek Dehnel

W życiu każdego nadchodzi czas, kiedy rocznice kolejnych urodzin raczej przygnębiają, niż cieszą. Czas, gdy prywatny licznik przyspiesza i, zamiast ochoty na szampańską fetę, przynosi strach przed starością. Za przełomowe momenty w osobistych biografiach zwykliśmy uważać daty okrągłe - kryzysową "trzydziestkę" i "czterdziestkę", ale symboliczny jest również wywodzący się z tradycji religijnej rok chrystusowy. Trzydzieste trzecie urodziny to umowna cezura między młodością mężczyzny a wiekiem dojrzałym (a przynajmniej - dojrzalszym), między pełnią a nieubłaganym schyłkiem. To data szczególna (statystycznie rzecz biorąc, to prawie połowa męskiego życia), prowokująca do pierwszych podsumowań i bilansu życiowego półmetka. Tak też stało się w przypadku Jacka Dehnela, którego relacja z dwunastu miesięcy między trzydziestymi trzecimi a trzydziestymi czwartymi urodzinami, ukazała się niedawno drukiem pod postacią "Dziennika roku chrystusowego". 

11.11.2015

Będę leżeć i czytać pod choinką, czyli przedświąteczne nowości i zapowiedzi książkowe

Ledwo minęło importowane święto duchów i wampirów, ledwo, dnia następnego, zapaliły się (i zgasły) znicze na grobach, a witryny sklepowe już kuszą propozycjami bożonarodzeniowych prezentów. Powierzchowna i płytka komercja jest jak współczesne "memento mori" - przypomina o nieubłaganym upływie czasu. Rynkowy kalendarz sprzedaży rządzi się swoimi prawami, czas jest w nim jak z gumy: potrafi się rozciągać (sklepowe święta trwają nie dwa dni, a dwa miesiące - od listopada do grudnia) i kurczyć zarazem, serwując grudzień w listopadzie. Można się zżymać na drapieżną rynkową komercję, jak i na fakt, że prawdziwe święta, zanim nadejdą, zdążą nam często spowszednieć dzięki medialnej i komercyjnej Gwiazdce, w której uczestnictwo rozpoczyna się na długo przed świętem właściwym. Można też na sprawę spojrzeć z drugiej strony.

8.11.2015

Karuzela z intrygami: "Złodziejka" Sarah Waters

Czasem białe jest czarne, czarne - białe, a pozory skrywają prawdę głęboką jak studnia. Czasem bezsilność wygląda jak obłęd, a pod przebraniem złoczyńcy znajdziemy serce ze szlachetnego kruszcu. Czasem nic nie jest tym, czym się wydaje, ale wierzymy w to, co mamy przed oczami, bo nie chcemy widzieć, ale zobaczyć to, czego się s  p  o  d  z  i  e  w  a  m  y.
Czary, iluzje, znikające przedmioty i króliki wyciągane z kapelusza - dajemy się oszukać, bo patrzymy, nie widząc. Złudzenia, które wsączają magię w rzeczywistość, łudząco przypominają te, które pozwalają żyć w rzeczywistości bez magii. Jestem pewna, że Sarah Waters uwielbia czary-mary. I niespodzianki. Jej "Złodziejka" to teatr iluzji godny Davida Copperfielda, karuzela zwrotów akcji, od których kręci się w głowie. Waters stworzyła psychologiczny dreszczowiec, stylizowany na powieść wiktoriańską, z perfekcyjną dbałością o szczegół, widoczną w portrecie przedstawionej epoki oraz w rysunku postaci. Jak na najlepszą powieściową magię przystało, pod płaszczykiem wytrawnej rozrywki, "Złodziejka" skrywa drugie - a nawet trzecie - dno.

3.11.2015

Życie jest opowieścią: "Jutro, w czas bitwy, o mnie myśl" Javier Marías

Przez Johna Maxwella Coetzee nazwany najlepszym współczesnym pisarzem, przez krytyków porównywany do Márqueza, odziedziczył koronę królestwa Redondy i rozdaje tytuły literackiego szlachectwa kolegom "po piórze" (z jego rąk otrzymali je, między innymi, Umberto Eco i Alice Munro). I choć stylem bliżej mu do Marcela Prousta, przyznaje się do angielskich inspiracji - pełnymi garściami czerpie z Szekspira, którego zna na wyrywki.
Javier Marías, bo o nim mowa, to mag słowa, który czytelnicze zainteresowanie potrafi pozyskać od pierwszego zdania powieści. Tak właśnie jest w przypadku "Jutro, w czas bitwy, o mnie myśl", które rozpoczyna się prawdziwym trzęsieniem ziemi.

26.10.2015

Książka na kozetce #3. Dlaczego lubimy się bać oraz książki, które straszą, czyli idealna lektura na Halloween

Północ. Ciemny zaułek, przepalone latarnie i odgłos kroków w oddali. Ktoś się zbliża, a wraz z nim jego niecne zamiary. Tajemnicze odgłosy w pokoju obok, szuranie, pukanie, akurat gdy - co za pech! - jesteśmy sami w domu. Środek lasu, sielska atmosfera jesiennego grzybobrania. Błysk srebrzystego koloru na rudo-złotych liściach. Oczami wyobraźni widzimy, jak długa, wężowa nitka błyskawicznie znajduje się pod naszymi stopami, podnosząc głowę i strasząc rozdwojonym językiem. Ratunku!!!
Strach to nic przyjemnego, prawda? Serce wali jak oszalałe, do tego spocone dłonie, gęsia skórka na karku i paraliż mięśni. Gdy rzezimieszek w ciemnym zaułku okazuje się być zbłąkanym kotem, trzeszczenie drewnianej podłogi - harcami kornika, nie duchów, wąż - nieszkodliwym zaskrońcem albo plamą słońca, odbijającą się w leśnym poszyciu, oddychamy z ulgą. A to, dla odmiany, jedno z najlepszych uczuć na świecie.
Skoro strach nie jest przyjemny, dlaczego wielu z nas celowo go poszukuje? Uprawiamy sporty ekstremalne, czytamy i oglądamy horrory, a na dobranoc opowiadamy przerażające historie. Czy to możliwe, że po prostu... lubimy się bać? Psychologia zna odpowiedź na to pytanie.

19.10.2015

Rozważna i nieromantyczna? "Z dala od zgiełku" Thomas Hardy

Podobno trudno o lepszą scenerię dla romantycznej historii niż sielskie połacie skąpanej w słońcu zieleni, usianej pachnącym kwieciem. Podobno każda dziewczyna, ta całkiem współczesna i ta sprzed wieków, marzy o miłości. Podobno serce nie sługa, a rozum, nawet w kwestii tak płochej, jak zakochanie, lubi wtrącić swoje trzy grosze. Podobno.
Ona jedna, ich trzech, a dla dekoracji malownicza angielska prowincja połowy dziewiętnastego wieku. Katastrofa czy brazylijska telenowela? Nic podobnego. To "Z dala od zgiełku", klasyczna opowieść o miłości.

13.10.2015

Na kulinarnym froncie II wojny światowej: "Okupacja od kuchni" Aleksandra Zaprutko-Janicka

Polska, Anno Domini 2015. Zajmujemy niechlubne piąte miejsce w rankingu krajów unijnych, marnujących najwięcej żywności. Około 9 milionów ton jedzenia, zamiast na polskie stoły, co roku trafia do śmieci.* Sklepowe półki uginają się od towarów - nafaszerowana tablicą Mendelejewa żywności nie tyle odżywia, co szkodzi. Jej zjadacze masowo zapadają na alergie i coraz to nowe żywieniowe fobie (glutenu boją się jak diabeł święconej wody). Dietetycy i trenerzy fitnessu awansują do rangi wyroczni, a dieta staje się nową religią, którą wyznajemy w sklepach ze zdrową żywnością, czcząc "eko" i "bio".
Polska roku 1939. Wraz z wybuchem wojny, widmo głodu zagląda w oczy. Sytuacja zagrożenia i niepewność jutra, zamiast złamać naszych przodków, wyzwala w nich niespodziewane pokłady zaradności i sprytu. W książce Aleksandry Zaprutko-Janickiej przeczytamy o tym, o czym milczą podręczniki do historii. Podczas gdy wojenne świadectwa - te literackie, historyczne i naukowe - opisują fronty, na których świszczą kule i spadają ciężkie pociski, "Okupacja od kuchni" przypomina historię frontów domowych, na których walka z brakami w zaopatrzeniu nierzadko była ważniejsza od starcia z uzbrojonym wrogiem.

8.10.2015

Retro zbrodnia w domu (nie)spokojnej starości - "Tajemnica Domu Helclów" Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński

Długo by szukać niektórych ulic w pewnych miastach. Lubią się skryć za rogiem, bawić w chowanego, kpić w najlepsze z map i atlasów. Krakowska ulica świętego Jana przynależy do innego gatunku - to trakt, który sam przechodnia znajduje. Droga prosta jak strzała, z Rynku Głównego swój początek wziąwszy, dobiega końca niecałe trzysta metrów dalej, wraz z murami obronnymi miasta. Dziś turystyczna atrakcja, sto lat wstecz - trasa słynnych konduktów żałobnych, które odprowadzały wielkich Polaków na miejsce wiecznego spoczynku, z kościoła Pijarów na Skałkę. 
W powieści Maryli Szymiczkowej - a właściwie: Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego - to właśnie tam, przy ulicy świętego Jana, w kamienicy Sub Pavone (czyli Pod, całkiem swojskim, Pawiem), rezyduje pewna matrona, z Przemyśla importowana.

30.09.2015

Książka na kozetce #2. O stereotypach, uproszczeniach i innych książkowych schematach

Ludzki umysł jest leniwy, ale sprytny. Wobec ogromu danych, automatycznie przełącza się na tryb "oszczędzania energii". Aby zrozumieć złożoną rzeczywistość, nierzadko wybiera drogę na skróty i korzysta z gotowych wzorców. Stereotypy to uproszczone "obrazy w naszych głowach"*, które, na wzór szablonu, "przykładamy" do konkretnych sytuacji społecznych. Dzięki stereotypom nie musimy analizować nieprzebranych ilości informacji, żeby otrzymać, co prawda uproszczony, ale często wystarczający do poznania świata skrót. Włosi są pogodni i uwielbiają makaron, blondynki są głupie, rude-wredne, a na dodatek kobiety są gorszymi kierowcami od mężczyzn. Prawda? Niekoniecznie. To stereotypowe uogólnienia, od których są wyjątki. Przecież Luigi to straszny smutas, jasnowłosą Irenę przyjęli do Mensy, a Bożena bierze udział w rajdach samochodowych.
Stereotypy istnieją nie tylko w naszych głowach. Literatura, na podobieństwo naszych umysłów, czasem upraszcza świat, zamiast oddawać jego złożoność, uogólnia, zamiast brać szczegół pod lupę, przekłamuje, żeby trafić w czytelniczy gust. Stereotypy oraz uparte powielanie wciąż tych samych, ogranych chwytów to właśnie to, co - oprócz ich wysokiej ceny - irytuje mnie w książkach najbardziej.
Oto lista najbardziej popularnych książkowych schematów, które wytropiłam w niedawnych lekturach.

27.09.2015

Śmiertelna nieśmiertelność: "Umarli mają głos" Krajewski & Kawecki oraz "Nieśmiertelność. Prometejski sen medycyny" Szczeklik

Dorian Gray z powieści Oscara Wilde'a czułby się świetnie w naszych czasach. Współczesny postęp medycyny (i chirurgii plastycznej) pozwoliłby młodzieńcowi zachować świeże lico na długo, i to bez cudownego portretu. Bohater dziewiętnastowiecznej powieści, marząc o wiecznej młodości i pięknie, w tragiczny sposób przekonał się o własnej śmiertelności. Tym samym postać Doriana łączy dwa literackie toposy: ludzką kondycję, naznaczoną nieuchronnym kresem oraz marzenie o nieśmiertelności.
Tematyka powyższa obecna jest również w dwóch całkiem współczesnych książkach: "Umarli mają głos. Prawdziwe historie" duetu Krajewski i Kawecki oraz "Nieśmiertelność. Prometejski sen medycyny" Andrzeja Szczeklika. Co wspólnego mają ze sobą reporterski tom fabularyzowanych opowieści o słynnych polskich morderstwach i zbiór esejów o medycynie, napisany przez lekarza kardiologa? 

20.09.2015

"Zuza albo czas oddalenia" Jerzy Pilch: "summa erotyczna" znad smugi cienia

Niektórzy kreują wyłącznie literacką fikcję, drudzy opisują świat zastany, jedyny "prawdziwy", a jeszcze inni udowadniają, że da się jedno z drugim połączyć w literacki kombinat prawdy i zmyślenia. To właśnie casus "Zuzy albo czasu oddalenia". W najnowszej książce Jerzego Pilcha - ni to love-story, ni to mini-dzienniku - wszystkiego jest trochę, po pół. Pierwsze "albo - albo" dostajemy w tytule, bo Zuza, miłość płatna, z "czasem oddalenia" (starością, chorobą, śmiercią) raczej w parze nie chodzi. 
Okładka też na pół przecięta. Po lewej, zgrabna kobieca łydka (Zuzina zapewne) wynurzona z czerwieni materiału, na zmiętym prześcieradle podana. Drugą połowę zajmuje podobizna autora, też niekompletna: prawe oko, w górę patrzące, jedna brew, ust i okularów połowa oraz fragment dżinsowego kołnierzyka. 

13.09.2015

Książka na kozetce #1. Co psychologia mówi nam o książkach i czytaniu?

Mój znajomy, Michał, twierdzi, że książki mają duszę. Miałam duszę na ramieniu, gdy to usłyszałam, ale przecież Michał to znany bibliofil, który między okładkami widzi więcej niż zwyczajny czytelnik. A po chwili przyznałam mu rację. Tak, książki mają duszę - zupełnie jak ludzie. Każdy tom jakoś wygląda (lepiej lub gorzej, zależy od okładki), jest ubrany (w szatę graficzną) ma charakter (zwany "gatunkiem") i swoje waży (niektórym opasłym tomiszczom przydałaby się dieta). My mamy imiona, a książki - tytuły, my - rodziców, one - swych autorów. 
Na co dzień jestem związana z książkami i z psychologią. A ponieważ nurtuje mnie szereg zjawisk związanych z książkami, ich wyjaśnienia postanowiłam poszukać w psychologii. Gdzie indziej, skoro uwierzyłam w literacką psyche? Ten tekst nie będzie psychozabawą w stylu "Pokaż mi, co czytasz, a powiem Ci, kim jesteś" (chociaż zawartość naszych biblioteczek mówi o nas więcej, niż przypuszczamy), ani nie położę Was na wirtualnej kozetce (a przynajmniej nie tym razem). Postanowiłam sprawdzić, jak psychologia wyjaśnia zjawiska związane z czytaniem. Oto, co się okazało.

6.09.2015

Będę leżeć i czytać jesienią

Każdy na coś czeka. Jedni na piątek (piąteczek, piątuś, piątunio!), czyli dwa dni wolne od udręki wstawania na ósmą i wypatrywania, aż kurant wybije szesnastą; drudzy na miłość (jakby miłość była czymś, co tak jak piątek, zawsze przyjdzie); jeszcze inni, jak pisano niedawno w gazecie, czekają na nowe chodniki w pewnym powiatowym mieście, bo w starych dziury i chodzić się nie da.
Charles Bukowski to jeden z tych, którzy o odmianach i formach oczekiwania zdawał się wiedzieć wszystko.

30.08.2015

"Jaśnie pan" Jaume Cabré: stołek, teleskop i szafot

Gdyby "Jaśnie pan" był teatralną inscenizacją, do jej wystawienia wystarczyłyby trzy rekwizyty. Stołek (albo drabina, po której aktor wspinałby się na uprzywilejowaną pozycję, a potem spadał z niej z hukiem), teleskop (władcy Barcelony A.D. 1799 oddawali się marzeniom i spoglądali w gwiazdy, ale lubili też podziwiać wdzięki cudzych żon, do czego ten optyczny przyrząd nadawał się doskonale) i szafot (symbol nie tyle sprawiedliwości i kary, co mściwego przypadku i okrucieństwa losu). Niby nic, a w zupełności wystarczy, by odmalować królewskie miasto schyłku osiemnastego wieku i uczynić z niego miejsce kipiące od namiętności, niepoddających się upływowi czasu. 
Zawiązanie akcji w powieści Cabré pozwala sądzić, że mamy do czynienia z kryminałem, przestrzegającym gatunkowych reguł.

23.08.2015

10 książek najlepszych na prezent na każdą okazję

O tym, że książka to dobry pomysł na prezent, przekonywać nikogo nie trzeba. To podarunek uniwersalny, z wielu powodów. Po pierwsze, nie więdnie jak kwiaty, a i tak ładnie pachnie (spróbujcie powąchać druk nowej książki, jeśli nigdy - w co nie uwierzę - tego nie robiliście). Po drugie, wzbogaca duchowo i dostarcza rozrywki (i znacznie częściej, w porównaniu z innymi prezentami, spełnia te dwie arcyważne funkcje jednocześnie). A na dodatek, zwykle kosztuje taniej niż markowe perfumy, chociaż powszechnie wiadomo, że te ostatnie potrafią być świetnym dodatkiem do książki (przy czym książka nie uczula, a perfumy - potrafią).
Co wybrać? Co podarować, gdy zbliża się okazja do wręczania prezentów, a nie chcemy się zgubić między półkami księgarni? Oto mała ściągawka.

22.08.2015

"Drugi dziennik" Jerzego Pilcha, czyli niezwyczajna niecodzienność

Niech Was nie zwiedzie łobuzerskie spojrzenie Autora na okładce. Niech Was nie omami trzymany przez Niego w ręku papieros. "Drugi dziennik" bowiem to, może nie przede wszystkim, ale jednak - zapiski czasu choroby i niepokoju. Czasu rozliczeń z nałogiem. Pytań i podsumowań. Już pierwsze strony są tego zapowiedzią: odwiedziny ducha zmarłego przyjaciela, analiza (zwycięskiej) walki z nikotynizmem, wspomnienie o chorobie wprowadzają w klimat, który, mniej lub bardziej dostrzegalnie, towarzyszy nam do końca książki.
Ale to żadna apokalipsa, raczej oswajanie nieznanego na kartach sztambucha. A i to oczywiście nie wszystko.

21.08.2015

Czy heterotopia to utopia? "Moment niedźwiedzia", czyli o wielkim "być może"

Tworzenie nowych światów, kreowanie alternatywnych rzeczywistości, to przywilej pisarza. Prawo czytelnika - to odrzucić świat zastany i, dzięki literaturze, odbyć podróż do miejsc, które być by mogły, a nie są.
Nowa książka Olgi Tokarczuk, wbrew tytułowi, mogącemu sugerować kontynuację wątków z "Prowadź swój pług przez kości umarłych", nie jest manifestem na rzecz obrony praw zwierząt, chociaż i w niej pojawiają się wątki "pro-animalistyczne" (przykładowo w eseju zatytułowanym "Maski zwierząt"). "Moment niedźwiedzia" to wysmakowany zbiór drobnych form prozatorskich: esejów, szkiców, mini-reportaży i notatek z podróży, publikowanych przez Autorkę w ciągu ostatnich kilkunastu lat, głównie na łamach prasy i Internetu.

19.08.2015

"Fistaszki" albo o tym, dlaczego komiks Schulza to rzecz niekoniecznie dla dzieci

Polska, połowa lat 80-tych. Pokój w M-4, ciemnobrązowa Bonanza, hit wystroju wnętrz rodem z PRL-u. Pośrodku regału stylowy sekretarzyk, a w nim półki z książkami, chronione przed kurzem i ciekawskim spojrzeniem drzwiczkami z drewnianą żaluzją. Między "Panem Tadeuszem" a otrzymaną na zakończenie zerówki "Królową Solą", stoją niepozorne książeczki w miękkiej oprawie. Ich kolorowe okładki przyciągają moje kilkuletnie spojrzenie, ale wnętrze, kryjące czarno-białe rysunki, nie podtrzymuje zainteresowania.
W ten sposób moje dzieciństwo minęło nieskażone "Fistaszkami" (chociaż fistaszki solone, te sprowadzane z zagranicy, w puszkach, jadałam nadzwyczaj chętnie). Szkoda, fakt. Teraz wiem, że byłam wtedy za mała, żeby zrozumieć ten komiks.