Strony

http://lezeiczytam.blogspot.com/http://lezeiczytam.blogspot.com/p/blog-page_18.htmlhttp://lezeiczytam.blogspot.com/p/o-mnie.htmlhttp://lezeiczytam.blogspot.com/p/kontakt_18.html

26.10.2015

Książka na kozetce #3. Dlaczego lubimy się bać oraz książki, które straszą, czyli idealna lektura na Halloween

Północ. Ciemny zaułek, przepalone latarnie i odgłos kroków w oddali. Ktoś się zbliża, a wraz z nim jego niecne zamiary. Tajemnicze odgłosy w pokoju obok, szuranie, pukanie, akurat gdy - co za pech! - jesteśmy sami w domu. Środek lasu, sielska atmosfera jesiennego grzybobrania. Błysk srebrzystego koloru na rudo-złotych liściach. Oczami wyobraźni widzimy, jak długa, wężowa nitka błyskawicznie znajduje się pod naszymi stopami, podnosząc głowę i strasząc rozdwojonym językiem. Ratunku!!!
Strach to nic przyjemnego, prawda? Serce wali jak oszalałe, do tego spocone dłonie, gęsia skórka na karku i paraliż mięśni. Gdy rzezimieszek w ciemnym zaułku okazuje się być zbłąkanym kotem, trzeszczenie drewnianej podłogi - harcami kornika, nie duchów, wąż - nieszkodliwym zaskrońcem albo plamą słońca, odbijającą się w leśnym poszyciu, oddychamy z ulgą. A to, dla odmiany, jedno z najlepszych uczuć na świecie.
Skoro strach nie jest przyjemny, dlaczego wielu z nas celowo go poszukuje? Uprawiamy sporty ekstremalne, czytamy i oglądamy horrory, a na dobranoc opowiadamy przerażające historie. Czy to możliwe, że po prostu... lubimy się bać? Psychologia zna odpowiedź na to pytanie.

19.10.2015

Rozważna i nieromantyczna? "Z dala od zgiełku" Thomas Hardy

Podobno trudno o lepszą scenerię dla romantycznej historii niż sielskie połacie skąpanej w słońcu zieleni, usianej pachnącym kwieciem. Podobno każda dziewczyna, ta całkiem współczesna i ta sprzed wieków, marzy o miłości. Podobno serce nie sługa, a rozum, nawet w kwestii tak płochej, jak zakochanie, lubi wtrącić swoje trzy grosze. Podobno.
Ona jedna, ich trzech, a dla dekoracji malownicza angielska prowincja połowy dziewiętnastego wieku. Katastrofa czy brazylijska telenowela? Nic podobnego. To "Z dala od zgiełku", klasyczna opowieść o miłości.

13.10.2015

Na kulinarnym froncie II wojny światowej: "Okupacja od kuchni" Aleksandra Zaprutko-Janicka

Polska, Anno Domini 2015. Zajmujemy niechlubne piąte miejsce w rankingu krajów unijnych, marnujących najwięcej żywności. Około 9 milionów ton jedzenia, zamiast na polskie stoły, co roku trafia do śmieci.* Sklepowe półki uginają się od towarów - nafaszerowana tablicą Mendelejewa żywności nie tyle odżywia, co szkodzi. Jej zjadacze masowo zapadają na alergie i coraz to nowe żywieniowe fobie (glutenu boją się jak diabeł święconej wody). Dietetycy i trenerzy fitnessu awansują do rangi wyroczni, a dieta staje się nową religią, którą wyznajemy w sklepach ze zdrową żywnością, czcząc "eko" i "bio".
Polska roku 1939. Wraz z wybuchem wojny, widmo głodu zagląda w oczy. Sytuacja zagrożenia i niepewność jutra, zamiast złamać naszych przodków, wyzwala w nich niespodziewane pokłady zaradności i sprytu. W książce Aleksandry Zaprutko-Janickiej przeczytamy o tym, o czym milczą podręczniki do historii. Podczas gdy wojenne świadectwa - te literackie, historyczne i naukowe - opisują fronty, na których świszczą kule i spadają ciężkie pociski, "Okupacja od kuchni" przypomina historię frontów domowych, na których walka z brakami w zaopatrzeniu nierzadko była ważniejsza od starcia z uzbrojonym wrogiem.

8.10.2015

Retro zbrodnia w domu (nie)spokojnej starości - "Tajemnica Domu Helclów" Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński

Długo by szukać niektórych ulic w pewnych miastach. Lubią się skryć za rogiem, bawić w chowanego, kpić w najlepsze z map i atlasów. Krakowska ulica świętego Jana przynależy do innego gatunku - to trakt, który sam przechodnia znajduje. Droga prosta jak strzała, z Rynku Głównego swój początek wziąwszy, dobiega końca niecałe trzysta metrów dalej, wraz z murami obronnymi miasta. Dziś turystyczna atrakcja, sto lat wstecz - trasa słynnych konduktów żałobnych, które odprowadzały wielkich Polaków na miejsce wiecznego spoczynku, z kościoła Pijarów na Skałkę. 
W powieści Maryli Szymiczkowej - a właściwie: Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego - to właśnie tam, przy ulicy świętego Jana, w kamienicy Sub Pavone (czyli Pod, całkiem swojskim, Pawiem), rezyduje pewna matrona, z Przemyśla importowana.