Są takie powieści, z dość ubogą fabułą, w których dzieje się niewiele - tyle, co nic właściwie - ale zarazem dzieje się w nich wszystko. I dobrze, że są, bo służą za encyklopedie człowieczej natury i podręczniki życia - przedmiotu, który mało kto zalicza na piątkę. W "Idiocie" Fiodora Dostojewskiego, może nie najgłośniejszym, ale jednym z najbardziej przejmujących tytułów w dorobku rosyjskiego pisarza, więcej miejsca poświęca się wnętrzu niż zewnętrzu. Bo słowiańska dusza boli, a Weltschmerz czują wszyscy, nawet piękni i bogaci, A może zwłaszcza oni.
Powie ktoś, że "Idiota" to przydługa historia miłosnych uwikłań petersburskiej socjety sprzed ponad stu lat, pochłoniętej towarzyskimi wizytami i wyjazdami do letnich posiadłości, podczas których, zamiast odpoczynku, przeżywa się te same co w mieście rozczarowania i sercowe rozterki. A inny doda, że powieść Dostojewskiego dlatego tak się lubi z teatrem, bo daje wytchnienie scenografom. I rzeczywiście: wystarczy zamienić scenę w salon, w którym odbywają się wizyty i nieszczęsne urodzinowe przyjęcia, a potem dodać odrobinę zieleni, żeby teatralne deski udawały Pawłowsk, idealny do spacerów i schadzek na parkowej ławce. Ale pod tymi skromnymi dekoracjami kryje się wspaniała literatura, spotkanie z którą zaliczyć wypada do kategorii przyjemności. I obowiązku.
Tytułowy idiota to książę Lew Mikołajewicz Myszkin - niebieskie wejrzenie, lat dwadzieścia sześć - który z jednym skromnym tobołkiem wraca do ojczyzny po pobycie w Szwajcarii, gdzie poddawano go kuracji z powodu choroby nerwowej. Książę sam siebie określa jako ostatniego z Myszkinów, ale czytelnik szybko zauważa, że ten przybysz z daleka, który nieśmiało wkracza na petersburskie salony, jest również ostatnim przedstawicielem innego gatunku: ludzi ufnych, pokornych i dobrych. I tak się jakoś złoży - z korzyścią dla fabuły, niefortunnie dla reszty - że wśród nowych znajomych Myszkina znajdą się dwie kobiety, które różni wszystko, a połączy uczucie do tego samego mężczyzny: prostolinijnego księcia. Tragedia gotowa, zwłaszcza gdy, jak Myszkin, jest się miłosnym analfabetą. Zakochane w nim Nastazja Filipowna, ciesząca się wątpliwą sławą kobiety upadłej, oraz Agłaja Jepanczyn, której spieszy się do opuszczenia domu, gdzie trzymają ją jak w zakorkowanej butelce, będą musiały wyprawić pogrzeb swojemu szczęściu. Ale nie zrobią tego bez walki: mamy tutaj intrygi, uciekającą pannę młodą, bolesne konfrontacje, a nade wszystko wściekłą zazdrość, która aż kipi w tyglu słowiańskich namiętności.
To nie jest świat dla dobrych ludzi. Nawet perfekcyjne człowieczeństwo, zdaje się mówić Dostojewski, nie stanowi wystarczającej broni przeciw złu i szaleństwu. Cóż z tego, że piękny książę odsuwa w cień obłudną i chciwą resztę, skoro nie przystaje do świata i, jako taki, musi ponieść porażkę? "Idiota" przesycony jest smutkiem i smutni są jego bohaterowie: nieszczęsna Nastazja i umierający na suchoty Hipolit, zdradzona Agłaja i udręczony Gania. Smutni są Rogożyn i jego radosna kompania, niewesołe są nawet anegdoty opowiadane przez Iwołgina, generała-blagiera, na którego już czeka więzienna cela.
Dobrze jest zanurzyć się w tym smutku, głębokim na kilkaset stron, choć zarazem żal, że nie ma w "Idiocie" więcej Agłai i Nastazji. Te dwie postaci kobiece zdają się ciekawsze niż płaski, jednobarwny Myszkin, który nierzadko staje się karykaturą samego siebie - gdy godzi się na niesprawiedliwość i daje się wykorzystać, bezbronny jak dziecko. Ale pewnie tak miało być: kryształowy książę, dziewiętnastowieczny rosyjski Don Kichot, kontrapunktem dla brudnego świata. Jest za to smaczek, i to niejeden - marginalia "Idioty" to charakterystyczne dla prozy Dostojewskiego tematy: zbrodnia i kara, społeczna niesprawiedliwość, samobójstwo i zsyłka na Sybir, której doświadczył sam pisarz. Echa życiowych doświadczeń Dostojewskiego splatają się z tą bolesną prozą, czyniąc z niej zwierciadło rosyjskiej duszy, w którym z powodzeniem można się przejrzeć i dziś.
Jakże złudnemu ulega się wrażeniu, dryfując myślami w stronę rzekomo pięknych czasów, gdy wytworne towarzystwo jeździło na wieś pooddychać powietrzem, pokazać toalety i powozy zaprzężone w białe konie oraz wymieniać miłosne liściki z panienkami z dobrych domów lub, dla odmiany, dać się wplątać w sidła tych, które - zasłużenie lub nie - nosiły miano ladacznic i wariatek. Dostojewski zostawia czytelnika z pytaniem: kto tutaj jest idiotą? Gdyby zadać je Myszkinowi, najpewniej wziąłby winę na siebie, przykrywając zakłopotanie śmiechem - tym samym, którym tylekroć wybuchał w powieści, pustym, bez grama wesołości.
Myszkin dostaje łatkę idioty, bo naiwnie wierzy w człowieka. A uwierzyć w człowieka - idiotyczna rzecz.
Dostojewski, F. (2016). Idiota. Wydawnictwo MG, Warszawa.
Tytuł oryginalny: Идиот
Tłumaczenie: Helena Grotowska
Tytuł oryginalny: Идиот
Tłumaczenie: Helena Grotowska
Książę Myszkin, zachowuje się jak kierowca w Warszawie przestrzegający ograniczenia prędkości do 50 km/h podczas gdy wszyscy inni kierowcy jadą 80 km/h. To prawda, że przestrzega przepisów ale paradoksalnie to on stwarza zagrożenie na drodze. Co z tego, że zachował czyste sumienie gdy zadał ból innym, czego zapewne można by uniknąć gdyby podjął zwyczajowo przyjętą grę towarzyską. PS. Ryzykantka z Ciebie, jeśli zdecydowałaś się na tłumaczenie Grotowskiej, to chyba najstarszy z przekładów :-)
OdpowiedzUsuń...i wszyscy co prawda dostają mandaty za szybką jazdę, ale to Myszkin wpada autem w drzewo. Innymi słowy: nie warto być dobrym. Nie opłaca się. Zła dobrem nie zwyciężysz, o ile nie będziesz krakać jak wrony, między które wszedłeś.
UsuńPS To nie ryzyko, to nieświadomość :-) Ale chyba dobrze się stało, że nie wiedziałam, z jakim wyzwaniem się mierzę, bo czytało mi się "Idiotę" w tym przekładzie świetnie. Nowsze (jeszcze) lepsze?
To byłoby zbyt proste, on nie tylko sam wpada na drzewo ale sprawia, że na drzewie lądują także i inni, a policja wcale nie wystawia mandatów bo powszechne zachowania uznaje za normę i patrzy na to przekraczanie prędkości o ile tylko nie jest ona ekstremalna, przez palce.
UsuńU Myszkina to nie tylko kwestia dobroci, przecież to nie jedyna cecha, którą jest obdarzony, jest też naiwny i pozbawiony wyobraźni, bo zachowuje się tak jakby żył w próżni nie zdając sobie sprawy z tego, jakich cierpień może przysparzać innym jego zachowanie.
PS. Czytałem "Idiotę" w tłumaczeniu Jędrzejewskiego, chyba tylko o rok młodszym niż przekład Grotowskiej ale za to namaszczonym przez PIW i Puls, domyślam się, że nie bez kozery :-)
A mi się wydaje, że to właśnie Myszkin dostaje największą karę. Bo nie dość, że drzewo, to jeszcze ta dobroć, pokora, szlachetność - i żadnej za to "zapłaty". Książę przegrywa podwójnie: życiowo i moralnie. Zgoda, ta "dobroć" (tudzież naiwność i uczuciowy analfabetyzm) Myszkina ma, w pewnym sensie, dwa końce. Ale to postać celowo przerysowana, prawda? I fakt, że szkodzi nie tylko sobie, ale również innym, dowodzi jedynie, że zło jest silniejsze niż dobro, to ono dyktuje warunki. I zbiera po drodze ofiary.
UsuńPS Gdy przyjdzie pora na powtórne czytanie "Idioty" - a jestem więcej niż pewna, że tak się stanie - sprawdzę przekład Jędrzejewskiego :-)
Tyle tylko, że on będąc ofiarą jest też równocześnie sprawcą a to stawia go w nieco innym świetle, no i ani na jotę nie odstępuje od swojego sposobu postępowania. Cicero pisał summum ius, summus iniuria, Myszkin powinien był znać tę paremię.
UsuńPS.
Nie żebym zachęcał do niego, bo Idiota w ogólności mnie nie porwał, po prostu MG ma skłonność do korzystania mało popularnych przekładów ;-)
Bez wątpienia, przesadził chłopak z tą szlachetnością. A że się nie zmienił? 26 lat, dzieciak... przynajmniej według dzisiejszych standardów. Miał prawo nie wiedzieć. Chociaż, są przecież tacy - w świecie realnym, co gorsza, nie w książkach - którzy dwa lub trzy razy od Myszkina starsi, a nadal nic nie wiedzą. Był taki moment w powieści, scena "targowania się" o Nastazję, gdy Rogożyn daje swoją cenę, Gania ofertę przebija, a na to Myszkin oznajmia zebranym swój cel powrotu do ojczyzny: niemały spadek na horyzoncie. Szczwany lis!, pomyślałam, ale, jak się okazało, przedwcześnie.
UsuńPS O, a ja jestem bardzo zadowolona. I zastanawiam się, czy "Bracia Karamazow", których mam na półce (w przekładzie Adama Pomorskiego) tak samo dobrzy. Dostojewski to jeden z tych pisarzy, którego zawsze czytam z żalem - bo mój rosyjski nie pozwala na lekturę w oryginale. Zresztą, mój rosyjski w ogóle nie pozwala na zbyt wiele :D
Ale wydawnictwo MG nie skorzystało z przekładu Adama Pomorskiego, tylko Bożeny Beaupre, ich nie podejrzewałbym o to by szarpnęli się na nowe tłumaczenie klasyki :-), widać że idą po taniości, przynajmniej jeśli chodzi Dostojewskiego. Pomorski czeka u mnie na półce, wcześniej czytałem "Braci..." w tłumaczeniu Wata i nie narzekałem.
UsuńMoi "Bracia Karamazow" są ze Znaku, ze słynnej (ponoć) serii "50 książek na 50-lecie Znaku". Czyli tak jak Twoi.
UsuńGdy nachodzi mnie chęć ponownej lektury, najczęściej wracam do znanych mi już przekładów/wydań. Bo inaczej istnieje obawa, że przeczytam coś zupełnie innego, coś, co nie będzie mi się podobać. Ale z "Idiotą" zaryzykuję. Zwłaszcza, że przebrnęłam już przez, jak się okazało, najbardziej wymagające tłumaczenie :-)
Ja raczej eksperymentuję, z różnymi rezultatami. Czasami to co nowe niespecjalnie olśniewa ale z drugiej strony i patyna nie wszystkim odpowiada. Mnie do ponownej lektury "Idioty" nie ciągnie, chwilami był dla mnie zbyt nużący ale "Biesy" i "Bracia Karamazow" jak najbardziej.
UsuńNa pewno warto szukać, ale do tego potrzebna wiedza, taka jak Twoja: który przekład nowszy/starszy, który lepszy. Osobiście wybór tłumaczenia pozostawiam przypadkowi, czyli najczęściej dostępności bibliotecznej. Dopiero czytanie blogów otworzyło mi oczy na niuanse, na które czytelnik powinien zwracać uwagę. Przekład to, rzecz jasna, nie bagatela, ale design okładkowy, na przykład? Dla mnie zawsze bardziej liczyło się to, co w środku. A teraz przyglądam się okładkom.
UsuńBez przesady, to przecież nie jest jakaś wiedza tajemna a już na pewno nie pretenduję do rozstrzygania, który przekład jest lepszy, co najwyżej mogę powiedzieć, który bardziej mi się podoba.
UsuńOkładka też jest ważna, choć wiadomo nie najważniejsza ale z tym jest już chyba znacznie lepiej niż jeszcze niedawno było, kiedy księgarnie były zalane okładkami spreparowanymi z jakichś słitaśnych foci. Pewnie nie ma co oczekiwać takich projektów okładek jak to bywało w najlepszych latach PRL-u ale co zrobić c'est la vie :-)
Tajemna może nie jest, ale nieoczywista - jak najbardziej. A poza tym, skromność nie jest w cenie! (vide: Myszkin) ;-) Znasz się na rzeczy, i to jest fakt.
UsuńNo właśnie, komputery, programy graficzne, a w dzisiejszych okładkach - nieurodzaj. Większość pretenduje do miana "nowoczesnych", co zwykle oznacza wydumany graficzny projekt, mający się nijak do treści. To ja już wolę marmurkową obwolutę. Albo płócienną. Resztę sobie wyobrażę.
Zgadza się, komputery zabiły grafikę książkową, co prawda niektóre wydawnictwa jeszcze się bronią, w dziedzinie okładek wydawnictwu MG akurat należy się pochwała, przynajmniej jeśli chodzi o klasykę, ciekawie prezentuje się też Znak z "50 na 50" gorzej, że seria jakoś straciła na rozmachu i zamiast na 50 skończyła się (?) na kilkunastu tomach ale co się dziwić - pewnie bardziej opłaca wydawać się im powieści "dla pań" albo poradniki "jak żyć", też zresztą dla pań :-)
UsuńTak, okładki MG, w tym, oczywiście "Idiota" - Myszkin jako święty z tą dyskretną aureolą strzelistych promieni - naprawdę niezłe. "50 na 50" zaczęłam kompletować właśnie ze względu na szatę graficzną i też mi żal, że kolekcja tak nagle przerwana/skończona.
UsuńCo zrobić, panie też chcą czytać ;-)
Ale czy koniecznie książki przy których zwoje mózgowe się prostują?! :-) Przecież Dostojewski też jest dla ludzi :-)
UsuńMoże mają ciężkie życie i dla odmiany wybierają lekkie lektury?
UsuńA na marginesie: "literatura dla pań" to masło maślane. Wszelkie statystyki czytelnictwa twierdzą, że czytają niemal wyłącznie kobiety. Zatem to trochę tak, jakby na opakowaniu tamponów dopisywać, że to "dla kobiet" :-)
Pierwsze zdanie Twojego wpisu bezcenne :) Takie książki intrygują najbardziej..
OdpowiedzUsuńtommy z samotni
:-) I takie lubię najbardziej!
Usuń"Idiota" to mój ulubiony Dostojewski. Chociaż przyznaję, że czytałam go na studiach i minęło już trochę czasu. To była lektura, którą czytało na roku kilkanaście osób i na temat, której toczyliśmy zażarte dyskusje w parku opuszczając nudne wykłady. Powoli zaczyna mi chodzić po głowie myśl, czy do niego nie wrócić (do Dostojewskiego) i zweryfikować swoich fascynacji. Ciekawi mnie czy "Idiota" wciąż byłby moim numerem jeden. Podejrzewam, że przeszkadzałoby mi parę rzeczy, np. kobiece postacie. I czy miałabym w sobie tyle empatii, co kiedyś dla księcia? Hm...
OdpowiedzUsuńMyślę, że powtórne czytanie "Idioty" to świetny pomysł - Dostojewski wydaje się do takich powrotów idealny. Ale trzeba liczyć się z tym, że lektura po latach może być całkowicie innym doznaniem...
UsuńMoje uczucia wobec Myszkina ewoluowały w trakcie czytania: od współczucia, przez irytację po powtórną litość. Natomiast postaci kobiece uważam za atut powieści - Nastazja i Agłaja są literacko świetne, choć, rzecz jasna, życiowo pogubione. Żałuję, że w pełni zaistniały w "Idiocie" dopiero pod koniec.
Oj, długo ta książka za mną chodzi, ale pewien jestem, że kiedyś po nią sięgnę - Twoja recenzja utwierdza mnie w przekonaniu, że zdecydowanie warto. Postać wykreowana przez Dostojewskiego jest b. ważna dla samej literatury - tego typu "idiotę", który mimo doznanych rozczarowań i przykrości ciągle wierzy w człowieka, stworzył choćby Shūsaku Endō w swojej powieści "Szaleniec?" i jestem pewny, że japoński autor musiał znać bohatera Dostojewskiego.
OdpowiedzUsuńWarto, koniecznie! Wymowny jest ten znak zapytania w tytule powieści Endō: bo - no właśnie - kto w końcu jest tym szaleńcem, idiotą? Myszkin przegrywa, zatem odpowiedź może zdawać się prosta. Ale jestem pewna, że to dużo bardziej skomplikowane.
UsuńCiekawa sprawa z tą książką, bo czytałam ją jakoś tuż po maturze, ale chyba nie do końca zrozumiałam o co w tej historii chodzi. Pamiętam, że najpierw miałam problem z rozeznaniem się w relacjach pomiędzy bohaterami, a potem irytowało mnie zachowanie Myszkina, ale ogólnie dobrze tę historię wspominam. Tak sobie myślę, że przydałoby mi się odświeżenie znajomości z "Idiotą".
OdpowiedzUsuńOj tak, to taka "gęsta" proza, której trzeba dać się uwieść. Lektury nie ułatwiają liczne wątki poboczne (te wszystkie filozoficzne dysputy bohaterów o życiu, o sprawiedliwości), ale jak się już wsiąknie, to na dobre :-) Myszkin irytuje, to prawda. Ale ostatecznie u mnie zwycięża współczucie.
UsuńW liceum czytałam "Zbrodnię i karę" i teraz myślę o powtórnej lekturze. No i "Bracia Karamazow", jeszcze nieczytani, na półce!
"Zbrodnię i karę" uwielbiam, to jedna z nielicznych lektur, które przeczytałam z prawdziwą przyjemnością :) Też przydałaby mi się powtórka z Dostojewskim :)
UsuńA ja się przyznam, że trochę mnie wtedy "Zbrodnia i kara" zmęczyła, dlatego tym bardziej teraz, po zachwycie "Idiotą", mam ochotę na powtórkę z rozrywki ;-)
UsuńChciałabym poznać listę tych książek, które czytałaś z przyjemnością - tym bardziej, że, jak piszesz, to nieliczne tytuły, więc muszą być naprawdę dobre. Może jakiś wpis z kategorii "Top 10: najlepsze książki, jakie przeczytałam"? :-)
Hmm nigdy nie robiłam u siebie takich rankingów, więc nie wiem czy się zdecyduję, ale dzięki za sugestię :) Muszę tylko uściślić, że chodziło mi o lektury szkolne, "Zbrodnia i kara" jest jedną z nielicznych lektur szkolnych, które przeczytałam z przyjemnością. Dobrze wspominam także "Lalkę", "Krzyżaków" i "Chłopów" :)
UsuńA ja zastanawiam się nad stworzeniem takiej listy. Ciekawe, czy ranking moich ukochanych książek zmieściłby się w dziesięciu, czy trzeba byłoby listę rozszerzyć. A może skrócić (w końcu literackie objawienia nie zdarzają się na co dzień...)?
Usuń"Lalka" jest po prostu świetna, to kolejny tytuł, do którego muszę wrócić. Z lektur podobała mi się jeszcze "Trylogia" i "Quo vadis". O, i jeszcze "Ferdydurke". I "Moralność pani Dulskiej" :-)
Stwórz listę, koniecznie :) Może potem i ja się odważę :) "Quo vadis" i "Moralność pani Dulskiej" też mi się podobały, podobnie jak utwory Moliera :) Natomiast "Ferdydurke" już nie, ale najgorzej wspominam chyba "Jądro ciemności". Oczywiście rozumiem, dlaczego to ważna książka, ale niestety nie podobała mi się nic a nic.
UsuńNa pewno taka lista się pojawi, prędzej czy później. Może niekoniecznie jako "Top Ten", ale jako spis książek, które zamierzam przeczytać powtórnie. Bo właśnie stąd na nią pomysł - żeby, również dla siebie, uporządkować i przypomnieć sobie tytuły warte powrotów :-)
Usuń"Jądro ciemności" - akurat tego Conrada nieźle wspominam :-)
Teraz rozumiem tę łatwość przedstawienia fabuły w postaci sztuki teatralnej. "Idiota" od małego chodzi za mną niczym pies, którego trzeba wreszcie pogłaskać. Mam książkę w domu więc czekam jedynie na odpowiedni moment do jej lektury. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńWspomniana łatwość ogranicza się, jak sądzę, jedynie do scenografii - bo "akcja" dzieje się w kilku miejscach zaledwie. Cała reszta to z pewnością niemałe wyzwanie. A z lekturą dłużej nie czekaj!
UsuńCzekałam na tę recenzję, bo widziałam, że czytasz... a teraz smakuję sobie ją powoli. Pięknie napisane i "przeżyte"...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam "Idiotę" już jakiś czas temu, ale musiałam pozwolić tej książce "odpocząć" w mojej głowie przed napisaniem czegokolwiek. A i tak nie napisałam wszystkiego, co chciałam!
UsuńOlu, Twoje komentarze to zawsze dla mnie przyjemność - dziękuję. Ale większą jest czytanie Twoich blogowych postów :-)
Boję się innego Dostojewskiego niż tego ze "Zbrodni i kary". Może dlatego, że "Zbrodnia.." to jedna z moich najukochańszych książek, to lektura, która wytyczyła mi ścieżkę zawodowo-życiową i ją właśnie utożsamiam z Dostojewskim.
OdpowiedzUsuńMuszę się jednak w końcu odważyć. W marcu przyszłego roku idę do teatru na "Biesy" (tak, już zarezerwowałam bilety, bo miejsca rozchodzą się, jak świeże bułeczki) i myślę, że właśnie od tej książki zacznę poznawanie innego Dostojewskiego.
Nie bój się - do odważnych świat należy! ;-) Jestem pewna, że "Idiota" Cię nie rozczaruje, choć rozumiem, że poprzeczka ustawiona wysoko. A przede wszystkim, zazdroszczę, że znalazłaś w literaturze taką życiową "kotwicę". Osobiście mam wiele ukochanych książek, ale żeby któraś z nich zmieniła moje życie? Jeśli już, są to raczej umiarkowanie spektakularne "przewroty", których skutki dostrzegam po latach.
UsuńNiedługo bilety do teatru trzeba będzie rezerwować z większym wyprzedzeniem niż termin ślubu w kościele! ;-) Ale to dobrze, że naród pragnie sztuki.
Muszę się przyznać ze wstydem, że "Idiota" od wielu lat czeka na czytanie nie buntując się, że go tak omijam. Ale co jakiś czas nabieram coraz większej ochoty, by poznać bliżej księcia Myszkina, z którym zawarłam znajomość w dzieciństwie a to za przyczyna "Przyjaciółek" mojej mamy, które zawsze przeglądałam, gdy byłam chora.
OdpowiedzUsuńWówczas poznałam treści dwu filmów a to "Idioty" i "Cichego domu". I dla mnie już na zawsze ks. Myszkin bedzie miał twarz Yurija Yakovleva.
Ja z kolei namiętnie podglądałam maminą "Kobietę i życie". Wówczas interesowały mnie mniej ambitne treści, jak rubryka z dowcipami na ostatniej stronie gazety: "Satyra w krótkich majteczkach" ;-)
UsuńDotąd oglądałam jedynie inscenizację "Idioty" w Teatrze TV. Teraz, gdy znam już powieść, zapoluję na adaptację filmową. Yurij Yakovlev miał pewien miękki rys i łagodność w spojrzeniu - chyba był dobrym Myszkinem.
Mam wielką ochotę sięgnąć po tę powieść, "Biesy" zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Ze względu na wydanie kusi mnie to od MG, ale przekład... Zastanawiam się właśnie który jest najlepszy?
OdpowiedzUsuń