Strony

http://lezeiczytam.blogspot.com/http://lezeiczytam.blogspot.com/p/blog-page_18.htmlhttp://lezeiczytam.blogspot.com/p/o-mnie.htmlhttp://lezeiczytam.blogspot.com/p/kontakt_18.html

26.03.2017

Awantura o książkę: "Cząstki elementarne" Michel Houellebecq

Czas biegnie - to już drugie spotkanie z Awanturą o książkę! Jednak zanim pokłócimy się o "Cząstki elementarne" - skandalizującą powieść Michela Houellebecqa - krótko o dalszych planach wspólnego czytania.
❤ 19. maja na blogu Pyzy startujemy z dyskusją o "Emancypantkach" Prusa (o wiosennej akcji "Przeczytajmy razem Emancypantki" pisałam więcej TUTAJpod linkiem, między innymi, okolicznościowa grafika do pobrania);
❤ Bohaterką kolejnej Awantury będą "Perswazje" Jane Austen, które zdobyły 3. miejsce w blogowej sondzie na najbardziej konfliktogenną lekturę. O terminie i miejscu tego spotkania poinformujemy wkrótce!
A teraz dzisiejszy bohater - "Cząstki elementarne". Kilka zagadnień do dyskusji znajdziecie w poniższym wstępie.

Marta: „Cząstki elementarne” - katharsis czy prowokacja? A może powieść, która po niemal 20 latach od premiery, straciła już siłę rażenia? Jak nazwać książkę, od której zaczął się literacki sukces Houellebecqa?

Pyza: Bardzo dobre pytanie – a właściwie pytania. To ciekawe, że Houellebecq prowokuje tak bardzo (bo czegóż nam jeszcze brakuje w tej powieści do nieśmiertelnego zestawu problemów, które wywlekane na światło dzienne – albo po prostu stawiane na widoku, bez wielkiego wywlekania – rażą oczy nieprzyzwyczajone albo nie chcące się przyzwyczaić do istnienia takich kwestii), a równocześnie, w moim odczuciu, przez to, że tak konsekwentnie stara się urazić wszystkich, jakoś jakby... Nie urażał? W tej powieści jest tak dużo, że może aż za dużo, a tym sposobem zamiast kipieć oburzeniem nad każdą stroną, raczej odczuwałam znużenie. No bo, jak zwykle pytam siebie przy takiej okazji, ileż można? Ale jeśli nie prowokacja, a katharsis, to jakiego rodzaju? Jak chciałabyś to rozumieć? I, pozwól że dorzucę jeszcze jedno pytanie, co z tą aktualnością właśnie? Wydaje mi się, że książka ironizuje na temat pewnego określonego czasu i miejsca, w jakim się znaleźliśmy na skutek wydarzeń na zachodzie w 1968 (jak często ta data wraca też u innego "naczelnego skandalisty", Philipa Rotha, nie przez przypadek wcale, a za to – moim zdaniem – wyzyskana zwykle z większą korzyścią dla literackiej materii), ale czy aby na pewno wykracza poza to i oferuje coś więcej?

Marta: Przede wszystkim - czy Houellebecq rzeczywiście s t a r a  s i ę szokować? Moim zdaniem, opisuje świat takim, jaki był w latach 90. Robi to w do bólu szczery, bezpardonowy sposób – a to nie wszystkim się podoba. Ale dzięki temu można przeżyć katharsis – pozbyć się złudzeń wobec życia i dostrzec, z pomocą literatury, tragiczną kondycję współczesnego człowieka. Pisząc: współczesnego, odpowiadam zarazem na Twoje pytanie. Uważam, że „Cząstki” nie straciły na aktualności. W 2017 jesteśmy podobnie samotni i tak samo dalecy – a może jeszcze dalsi – od szczęścia, jak nasi przodkowie w 1968. Może więc determinantem życiowej satysfakcji jest nie czas, a miejsce, w którym żyjemy? Może nieprzypadkowo Houellebecq krytykuje cywilizację Zachodu?

Pyza: Ha, pytanie tylko, na ile uniwersalna jest taka cywilizacja zachodu, której krajobraz roztacza przed nami Houellebecq? Bo ja mam wątpliwości: autor rozprawia się przede wszystkim z tym, co zna z Francji (powiedzmy też, że i z innych ościennych krajów), ale to nie jest wcale takie proste powiedzieć, że przecież to wszędzie wygląda(ło) tak samo. Przy czym: czy opisuje świat lat 90.? A może tylko stwarza bardzo akuratne wrażenie, że go opisuje? Dlaczego umieszcza akcję od razu w ironicznym nawiasie jakiejś „futurologicznej” narracji – czy nie dlatego, żeby z jednej strony pokazać jakąś wizję rzeczywistości, a z drugiej na wszelki wypadek dodać „no, ale przecież ja nie mówię wcale o tu i teraz”? Przy czym: na czym miałby u Houellebecqa polegać tragizm kondycji ludzkiej? Gdyby widzieć go w tym kluczu, można by go uznać za epigona egzystencjalistów (ciekawe, czy by się z tego ucieszył), a wtedy faktycznie owo szokowanie jest właściwie tylko próbą wytrącenia z równowagi, by zobaczyć coś, czego na pierwszy rzut oka nie widać. Tylko że mam tutaj wątpliwości.

Marta: Nie zapominajmy, że, choć niewolna od socjologicznych obserwacji, powieść Houellebecqa jest literacką kreacją. Przedmiot zainteresowania pisarza to Zachód drugiej połowy XX wieku – symbolem naszego kręgu kulturowego jest Francja. To, oczywiście, uproszczenie, aczkolwiek nie większe niż w przypadku innych dzieł literackich, próbujących uchwycić aurę danej epoki.
„Futurologia” pojawia się jedynie w epilogu - i, moim zdaniem, można by z niej zrezygnować. Tym bardziej, że stoi pod znakiem zapytania, czy naukowa spuścizna Dzierżyńskiego – nowy gatunek człowieka, z ujednoliconym kodem genetycznym – to gwarant życiowej harmonii. Pewne jest jedno: tragizm „starego gatunku” najlepiej widać w postaciach Michela, Brunona i ich partnerek. Bohaterowie „Cząstek” to destylat apatii i rozczarowania. Pisarz stawia tezę, że nieszczęście jednostki ma początek w nowym, wspaniałym świecie i społeczeństwie erotyczno-reklamowym, w którym żyjemy. I ja się z nim zgadzam: wystarczy zapoznać się ze statystykami rozwodów i danymi na temat epidemii depresji, żeby stwierdzić, że rywalizacja ekonomiczna nie jest naturalnym środowiskiem człowieka. To nie futurologia, to rzeczywistość.
Ale zgodzę się z jednym: świat kreowany przez Houellebecqa ma w sobie element przesady. Bruno to uzależniony od seksu, starzejący się gość, który ożywia się na dźwięk korka wyskakującego z butelki – nie wszyscy, mam nadzieję, tacy jesteśmy. Ale ta przesada, wespół z epatowaniem seksem, co powszechnie się pisarzowi zarzuca, to alarm powieściowego budzika.

Pyza: Czyli, innymi słowy, Houellebecq pisze w ten sposób, żeby nami potrząsnąć i pokazać, że dążymy ku zagładzie? Wydaje mi się, że – choć to kusząca interpretacja – nie wykorzystuje wszystkiego, co autor w swojej prozie ulokował. Choćby ta futurologia: czemu opowiada z perspektywy tego nowego stworzenia, które nie bardzo może rozumieć swojego stwórcę, bo jest technicznie wolna od jego wad? Czy ten ironiczny nawias, w jakim stawia całość głównej akcji właśnie ten epilog, nie zachęca do zastanowienia się, czemu właściwie ma służyć cały pomysł Michela? Uszczęśliwieniu ludzkości? W takim razie czym różni się od wyzwolenia jednostki – co prawda z okowów bardziej kulturowych niż biologicznych – po 1968? A może właśnie tu jest odpowiedź: niczym się nie różni. I stąd zresztą to dość mocno znaczące nazwisko bohatera, nawiązujące do szlachetnej w celach i morderczej w treści rewolucji? Wiem, że bardzo dużo stawiam pytań, ale zauważyłam, że kiedy książka nie do końca mnie porywa, a chcę dać jej szansę, pytaniami wygodniej mi się myśli.

Marta: Nie jestem pewna, ile w tym ironicznym nawiasie rzeczonej ironii, a ile – absurdu. Wspomniałam już, że pomysł Michela, w założeniach iście rewolucyjny, w zasadzie wygląda na porażkę. Bo czy zunifikowane jednostki rzeczywiście będą szczęśliwsze niż ich twórca? A ostatnie zdanie powieści – „Cząstki” jako hołd złożony człowiekowi? Czy to ironia, czy przewrotność? A może Houellebecq akurat to zdanie potraktował serio? Nazwisko głównego bohatera przywołuje na myśl skojarzenia historyczne. Ale jedno się nie zgadza: u Houellebecqa istoty ludzkie godzą się na wyginięcie własnego gatunku z łagodnością, rezygnacją, a nawet ze skrywaną ulgą [1], w pokojowy i bezkrwawy sposób. A skoro jesteśmy przy symbolice, czy dostrzegasz ją również w tytule powieści?

Pyza: Szczerze mówiąc, zwykle myślałam o „Cząstkach elementarnych” – jako tytule – również jako o przejawie tej Houellebecqowskiej ironii. Bo teoretycznie jednostki – nasi nieprzystosowani bohaterowie – składać się mają na społeczeństwo, tak jak te pojedyncze, podstawowe cząstki stwarzają wiązania wyższych rzędów, ale próba ta skazana jest na porażkę. Możliwość dogadania się istnieje tylko jeśli dochodzi do takiej unifikacji, i to też dlatego, że wszyscy jesteśmy tacy sami, więc znamy się tak, jak znamy innych. A Twój pomysł na interpretację tytułu...?

Marta: Podoba mi się Twoja myśl, że bohaterowie Houellebecqa są niczym pozbawione elektronów atomy i, jako tacy, nie potrafią tworzyć stabilnych więzi. A może tytuł sugeruje rozszyfrowanie składowych człowieka? Może cząstki, z których jesteśmy zbudowani, to egoizm, okrucieństwo, rywalizacja, agresja? Niewykluczone również, że da się go traktować dosłownie: jako pojęcie z dziedziny fizyki, wiążące się z profesją głównego bohatera.
Mnożą nam się pytania bez odpowiedzi – chyba czas oddać głos innym „awanturnikom”?

Zapraszamy do awantury! 

Houellebecq, M. (2015). Cząstki elementarne. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa
Tytuł oryginalny: Particules élémentaires
Tłumaczenie: Agnieszka Daniłowicz-Grudzińska 
[1] Ibidem, str. 396.

25 komentarzy:

  1. Futurologia nabiera dodatkowo smaczku, kiedy sięgnie się po kolejną pozycję z dorobku Francuza. Powieść "Możliwość wyspy" to jakby przedłużenie "Cząstek elementarnych". O ile "Cząstki elementarne" to wg mnie dość krytyczny i surowy obraz współczesnej cywilizacji (dla niektórych szokujący, dla innych nieco wyolbrzymiony, karykaturalny), to "Możliwość wyspy" pokazuje jedną z dróg, na jaką może skierować ludzkość zachodnia kultura, kultura, której naczelnymi wartościami są hedonizm, konsumpcjonizm oraz koncentracja na własnym "JA".

    Co do specyfiki prozy Houellebecq'a i kwestii uniwersalności prezentowanej wizji to wg mnie należy wziąć poprawkę, że dla polskiego czytelnika opisywany świat to trochę egzotyka. Swoboda seksualna, jałowość i pustka egzystencji, wszechobecne spustoszenie - w Polsce to przesycenie, przeintelektualizowanie, to rozczarowanie rewolucją, która obiecała tak wiele, a która objawiła się głównie poprzez destrukcję, nie jest w pełni zrozumiałe, bowiem nie doświadczyliśmy tego w tak znacznym stopniu. Nasz kraj to w dalszym ciągu katolickie społeczeństwo, którego fundamentem jest rodzina - relacje nadal są relatywnie silne, a kościół (mimo coraz głośniejszej krytyki) nadal ma wiele do powiedzenia w aspektach codziennego życia przeciętnego obywatela. Gdyby odebrać znakomitej większości ludzi te wartości, zanegować je (oczywiście nie da się tego dokonać na przestrzeni jednego czy nawet kilku pokoleń, stąd są to rozważania czysto teoretyczne), i nie dać niczego w zamian (poza pseudo duchowością, która jest tylko namiastką transcendencji), to otrzymalibyśmy podobny obraz, z jakim mamy do czynienia w "Cząstkach elementarnych".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawiązując jeszcze do cytacie o łagodności i smutnej rezygnacji, akceptacji zagłady, to w kontekście niedawnych wydarzeń łatwo dopatrzeć się w tej wizji dodatkowej symboliki. Analizując sytuację społeczną państw zachodnich i uwzględniając agresywny rozwój Islamu, stwierdzenie, że Europa z wolna akceptuje autodestrukcję, nie jest już tak wyolbrzymione, jak wydawałoby się to jeszcze kilkanaście lat temu.

      Usuń
    2. "Możliwość wyspy" na pewno przeczytam powtórnie, dla przypomnienia, ale tymczasem o "Cząstkach": pozwolisz, że nie do końca się zgodzę ;-) Wydaje mi się, że Wschód już dawno przypomina Zachód (mam na myśli import zachodnich wartości i stylu życia), zatem przełożenie kwestii, o których pisze Houellebecq, na lokalny, nadwiślański koloryt, nie stwarza chyba czytelnikom trudności. Zwłaszcza dziś, gdy na własnym podwórku obserwujemy rozpad więzi, izolację społeczną i bijemy na alarm w sprawie dzieci, które świat wirtualny opuszczają jedynie po to, żeby dostarczyć sobie paliwa w postaci hamburgera z frytkami ;-)
      Jest w "Cząstkach", oczywiście, element przerysowania - bohaterowie są w y j ą t k o w o samotni, nieszczęśliwi, chorzy - ale clou, moim zdaniem, nie jest kwestią pokoleń, lecz dotyczy dnia dzisiejszego. Nie wszyscy odnajdziemy się w postaci Bruna czy Michela, fakt. "Tendencję centralną" uchwycił jednak Houellebecq znakomicie. To surowa krytyka, ale jak najbardziej zasłużona, nie sądzisz?
      I właśnie, najciekawsza w tym wszystkim jest nasza bierna zgoda. Stoimy nad krawędzią i... nic z tym faktem nie robimy.
      A propos bohaterów: ciekawe jest to, że dwaj bracia, jednostki znużone życiem, puste i nieszczęśliwe, nie wzbudzają w czytelniku zbyt wiele współczucia. We mnie przynajmniej nie wzbudzili, a w Tobie? Może to kwestia specyficznej narracji - Houellebecq opisuje zachowania ludzi, ale brzmi to tak, jakby Krystyna Czubówna komentowała zwyczaje godowe egzotycznych drapieżników z sawanny ;-) Liczne fragmenty, porównujące świat ludzi i zwierząt z pewnością nie są bezcelowe - zastanawia mnie, czemu miałyby służyć?

      Usuń
    3. O egzotyce wspomniałem głównie dlatego, że Pyza nie wydawała się przekonana, co do uniwersalności wizji Houellebecq'a. Chociaż faktem jest, że owo zeświecczenie, tendencje do izolacji i samotności, przekleństwo chłodnej obojętności łatwiej jest dostrzec w większych metropoliach niż na prowincji czy w społecznościach wiejskich.

      Krytyka, rzecz jasna, zasłużona, zasłużona i to w pełni. Moje pierwsze zetknięcie z Francuzem to głównie zachwyt i niedowierzanie. Podziw wynikał z faktu, że są jeszcze twórcy, którzy tak głośno i bezpardonowo opisują zepsucie i zgniliznę, której są świadkami.

      Jeśli chodzi o opis bohaterów to dobrze to ujęłaś - analogie to zwierząt podsuwa zresztą sam narrator, który, jak możemy się bez trudu domyślić, nie jest przedstawicielem gatunku ludzkiego. Bruno i Michel są więc z jego punktu widzenia poprzedzającym ogniwem ewolucji, czyli czymś, co stoi niżej na drabince rozwoju. Wydaje mi się, że właśnie stąd wynikają te liczne porównania na linii zwierzęta-ludzie.

      Usuń
    4. Ale czy różnica między "zimną" aglomeracją a "sielską" wsią nie wynika stąd, że to głównie młodzi emigrują z prownicji? Zakładam tym samym, że źródłem owych niekorzystnych zmian są 20-30-latkowie, ale mam wrażenie, że to właśnie oni najszybciej akceptują nowe mody i zachowania.
      Ja też podziwiam Houellebecqa za bezkompromisowość. I za konsekwencję - pisarz od początku jest stały w poglądach. I, jak sądzę, nie zamierza ich zmieniać, niezależnie od tego, czy to się podoba, czy nie. Zresztą, pisarze nie powinni owijać w bawełnę - po co stwarzać złudzenie, że świat to bajka?
      Przyznaję, że w ten sposób na te fragmenty o ludziach i zwierzętach nie patrzyłam - to ciekawe :-) Wydawało mi się raczej, że szukanie analogii dla zachowań człowieka w świecie zwierząt służy podkreśleniu jego zwierzęcej natury i pierwotnych instynktów, które w nim tkwią.
      Ale ciekawszy wydaje mi się fakt, że w "Cząstkach" krytykowane jest wszystko i wszyscy - z jednym wyjątkiem. Pisarz (celowo nie piszę: narrator, bo Houellebecq powtarza tę opinię w felietonach, uznaję ją więc za prywatną) oszczędza kobiety. Podkreśla nie raz, że jedynie one są zdolne do bezinteresownej miłości, do niesienia pomocy i poświęcenia. Na mężczyznach nie zostawia suchej nitki ;-) Co o tym myślisz?

      Usuń
    5. Moim zdaniem obrywa się głównie facetom, bowiem to oni są nosicielami cech, które uwarunkowane są przede wszystkim seksualnością - chęć dominacji, agresja, gniew, siła (w tekście parokrotnie zostaje wspomniane, że przemoc to pochodna pożądania). Te przymioty były potrzebne, kiedy człowiek znajdował się na niższym szczeblu ewolucji - rywalizacja była potrzebna, by wyeliminować słabszych, a ci którzy przetrwali - silni i zaradni - mogli zapewnić kontynuację całego gatunku. Obecnie, w dobie cywilizacyjnych zdobyczy, ta agresja i przemoc są zbędne, niepotrzebne, ba, sztucznie stwarzają konflikty i dodatkowo je napędzają. A skoro ich źródłem jest seksualność, płeć, to powinniśmy ją poświęcić w imię wyższych racji, czyli pokojowego trwania - stąd właśnie koncepcja, jaką możemy odnaleźć na kartach "Możliwości wyspy". Pojawia się jednak pytanie, czy takie bioinżynieryjne rozwiązanie to dobra droga - czy brak płci nie pozbawi nas przypadkiem potrzeby nawiązywania relacji z innymi ludźmi?

      Usuń
    6. To prawda, tak wynika z teorii ewolucyjnych: przetrwanie zależało od rywalizacji i siły. Tylko przedsiębiorczy byli w stanie upolować mamuta i... kobietę ;-) Ale powiedziałabym, że obecnie współzawodnictwo również jest w cenie - to ono napędza rynek konsumpcji. Reklama budzi pożądanie, pożądanie uruchamia rywalizację. Przynajmniej w ten sposób przedstawia to Houellebecq.
      Nie pamiętam zbyt dobrze myśli przewodniej z "Możliwości wyspy", ale w "Cząstkach" narracja nie idzie chyba aż tak daleko (?). Tutaj ważny jest Bruno i jego erotyczna obsesja - przyczyna apatii i nieszczęścia. W gruncie rzeczy Bruno pragnie jedynie miłości - odczuwa potrzebę relacji, ale nie potrafi jej zaspokoić.
      Wracając do krytyki mężczyzn: zastanawiające, że w "Cząstkach" to oni cierpią na choroby duszy (Bruno trafia do kliniki psychiatrycznej, Michel prawdopodobnie popełnia samobójstwo), a kobiety - na choroby ciała. Christiane zostaje sparaliżowana, Annabelle ma raka; w efekcie obie kończą ze sobą, ale
      ich finał ma nieco inną wymowę niż to, co dzieje się z braćmi.

      Usuń
    7. Zgadza się - rywalizacja, współzawodnictwo napędza konsumpcję i z tego punktu widzenia jest ono pożądane, ale przecież sama konsumpcja jest częścią wielkiej budowli, która musi upaść. Hedonizm, materializm, chęć posiadania więcej i więcej oraz egoizm prowadzą cywilizację wprost w objęcia dekadencji.

      A spostrzeżenie dotyczące natury chorób jest bardzo interesujące! Wydaje się, że Christiane zostaje sparaliżowana (przez autora) niejako na potwierdzenie konstatacji, że to głównie kobiety są zdolne do aktów samopoświęcenia. Tyle, że czyn Christiane jest nieco wykoślawiony przez wpływy kultury w jakiej żyje, bowiem bodźcem do samobójstwa staje się przekonanie, że konieczność opieki nad człowiekiem niepełnosprawnym to forma udręki, ubezwłasnowolnienia, etc. Bohaterowie zawzięcie szukają miłości, ale kiedy to jej osiągnięcia brakuje już tylko jednego kroku, raptownie wycofują się, jakby bojąc się tego, że ich wyobrażenie na jej temat po raz kolejny może okazać się błędne.

      Usuń
    8. Wygląda na to, że właściwie we wszystkim się zgadzamy ;-)

      Usuń
    9. Ale musieliśmy trochę z siebie wydusić, żeby dojść do takiej konstatacji :)

      Usuń
    10. Trochę się spóźniłam, ale mam nadzieję, że wybaczycie :-). Diagnoza, którą stawia Houellebecq wydaje mi się jakoś za... uniwersalna? Nie wiem, czy to dobre słowo, ale wydaje mi się, że jakoś za łatwo ona się dopasowuje do naszych własnych wyobrażeń o pewnych sytuacjach -- można to oczywiście odczytać jako plus powieści (daleka jestem od tego, by od tego odwodzić), ale zawsze jeśli coś pasuje za dobrze, zaczynam mieć wątpliwości. Zwłaszcza że jednak co do uniwersalnej wymowy też mam, jak zauważył Ambrose, pewne wątpliwości.

      Wasze uwagi dotyczące paraleli ludzie-zwierzęta bardzo do mnie przemawiają: no i celowo, jak sądzę, postaci Houellebecqa nie "dają się" lubić, wszak narrator daleki jest od rozumienia ich, bo są innym gatunkiem i obserwuje ich właśnie, a nie stara się przeniknąć. Tutaj zastanawiam się więc na tym, co powiedziała Marta: jak daleko możemy utożsamić autora "Cząstek..." z jego narratorem, bo jednak według mnie ten zabieg z "nowym człowiekiem", który średnio rozumie swojego stworzyciela, jest jednym z ważniejszych dla powieści?

      Usuń
    11. Ambrose: nie ma zgadzania bez wyduszania :D
      Pyzo, nie jestem pewna, czy tu chodzi jedynie o wyobrażenia. Optuję za tym, że o rzeczywistość - niestety. Może nie tyle Houellebecq wyprzedził swe czasy, co - jedynie lub aż - zaobserwował proces, który okazał się destrukcyjny i... długofalowy.
      Nie wiem, jak to się stało - możliwe, że to moja niechęć do s-f, ale chyba zignorowałam ten futurystyczny element w "Cząstkach". Dla mnie to po prostu historia dwóch braci, którym przyszło żyć w niewesołych czasach i którzy są owych czasów produktem. Futurologię - ideę "nowego człowieka z epilogu - traktuję jedynie jako dopełnienie.

      Usuń
    12. To ciekawe, że zasadniczo nie tyle ta futurologia nam rzutuje na różne odczytania Houellebecqa, ile raczej opis teraźniejszości, jaki przedstawia autor :-). Nadal mam wątpliwości, czy H. jest tak przenikliwy i czy to nie jest "wierzchnia" obserwacja, która dobrze się dopasowuje, ale ponieważ nie mam tutaj wielu "twardych argumentów", muszę chyba spasować ;-).

      Usuń
  2. Z przyjemnością się przysłuchuję, nie mogę podyskutować, bo wciąż przygoda z autorem przede mną, ale Wasza dyskusja wydaje się doskonałym wstępem. A przy okazji trzeba przyznać, nawet ledwo orientując się w treści, że autor potrafi zaintrygować nawet tytułem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Treść jest co najmniej tak samo intrygująca ;-)

      Usuń
    2. Warto zdecydowanie przeczytać, bo to taka książka, o której trudno wyrobić sobie jednoznaczne zdanie tylko z opisu -- może też na tym polega jej kontrowersyjność (rzeczywista bądź mniemana)? :-)

      Usuń
  3. Znacznie bliżej mi do Twojej opinii, Marto, więc poawanturować się mogę jedynie z Pyzą ;)
    Niesamowicie cieszę się, że dzięki Wam zmobilizowałam się, żeby przeczytać "Cząstki elementarne". Bo, pomimo całej swojej przesady, dla mnie jest to jak najbardziej aktualna krytyka współczesnego społeczeństwa. I mogłabym kłócić się z mniemaniem, że autor opisuje tylko to, co zna z Francji. Być może u nas ta degrengolada rozwijała się wolniej i rocznik '68 nie oznacza tego samego u nas co we Francji, ale z całą pewnością to, co obserwujemy w tej chwili - rozpad więzi międzyludzkich, fascynacja seksem, ciągłe i bezskuteczne poszukiwanie swojego miejsca na świecie - możemy z powodzeniem przypisać do modelu, który Houellebecq przedstawia w powieści.

    Chciałam się jeszcze odnieść do tego, co napisałaś (Marto) odnośnie przesady w "Cząstkach...". Bruno jest jak tykająca bomba, Michel to z kolei skrajny przypadek "pozbawionego" uczuć samotnika. Czemu ta przesada służy? - bo nie przyjmuję do wiadomości, że nie służy niczemu. Podczas lektury miałam wrażenie, że Houellebecq stara się stworzyć pewnego rodzaju modelowe zachowania, jakby pisał o człowieku, którego trawi wiele chorób cywilizacyjnych (coś w rodzaju podręcznikowego przykładu dzieci swoich czasów - to z myślą o futurlogicznym zakończeniu). Jednak później stwierdziłam, że najlogiczniejszą interpretacją jest najzwyklejsza w świecie ewolucja: Bruno jest bliższy zwierzęciu, stąd wszelkie nawiązania ssaka, omega, a także wręcz kompulsywne próby kopulowania z każdą możliwą kobietą. Michel z kolei jest istotą bliższą "ideałowi", jakby pozbawiony wewnętrznej męskiej agresji, prawie niezainteresowany seksem. Ta rozpiętość jest zaskakująca tym bardziej, że są oni braćmi i, bądź co bądź, darzą się dość skomplikowanym uczuciem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rocznikowo to z pewnością jest coś innego, natomiast pytanie: czy Houellebecq wyprzedza czas i pokazuje pewne zjawiska, które wystąpią wszędzie, czy krytykuje to, co jego dotyka najbardziej, sytuację we Francji, a bierzemy to jako opis uniwersalny przez wzgląd na to, że obserwujemy podobne zjawiska (w różnej skali) wokół nas -- albo przyjmujemy, że mają miejsce, bo przenikają do wzorów kulturowych? I wtedy to jest taki rodzaj samospełniającej się literackiej przepowiedni?

      Zapewne bracia są tutaj takim rodzajem typów idealnych, ale że jeszcze ze sobą kontrastują w taki dobry sposób na "drabinie ewolucji" -- mnie tu jeszcze przychodzi na myśl Pascal, który opisywał człowieka jako stworzenie między zwierzęciem a aniołem: więc może dopiero obaj bracia razem (obie te "cząstki") daliby pełen obraz, pełnego człowieka...?

      Usuń
    2. Olgo, nie dziwi mnie wcale, że akurat o Łelebeka się nie pokłócimy ;-) Podoba mi się Twoja interpretacja, jakoby Bruno uosabiał zwierzęcą stronę ludzkiej natury (stąd liczne wtręty "z życia zwierząt"). I Pascal, Pyzo, też tutaj świetnie pasuje! :-)
      Przychodzi mi na myśl jeszcze jedno: ironia i humor w tej smutnej skądinąd powieści. Nie wiem, jak Wy, ale ja u Łelebeka najbardziej chyba cenię ten śmiech znad przepaści. Bo jak to się dzieje, że ten pisarz jednocześnie przeraża, smuci i... bawi? Na przykład: "Plaża roiła się od głupkowatych facetów w szortach i panienek w stringach; wyglądało to zachęcająco" (s. 157). Niby nic, a czuć prześmiewczą ironię!

      Usuń
    3. Kiepska ze mnie dyskutantka - po stanowczo zbyt długim czasie wracam!
      Pyzo, trudno mi odpowiedzieć na Twoje pytanie, bo obie wersje mogą być prawdziwe. Mogą, choć ja nie zdecyduję jak jest naprawdę, bo to powinno pozostać w gestii autora :) Ja myślę o tym jako o obserwacji swojego środowiska i wyciągnięciu wniosków na większą skalę.

      Bardzo podoba mi się Twoje zestawienie z Pascalem i myśl, że obaj bracia dają pełen obraz istoty ludzkiej. Ale gdzie w tym wszystkim kobieta. Skoro mężczyzna potrzebuje połączenia dwóch skrajności, to na jakim etapie "ewolucji" jest kobieta opisana przez Houellebecqa?

      Marto, czekam na taki dzień, w którym pokłócimy się o jakiegoś ważnego dla nas autora. Może to będzie któryś Houellebecq? Jednak po tym, co do tej pory przeczytałam, śmiem wątpić ;)
      "Śmiech znad przepaści" to doskonałe określenie. W tej powieści chyba najbardziej zapadła mi w pamięć scena, w której Bruno próbuje "dobrać się" do swojej uczennicy. Ta, zmieszana i rozbawiona wychodzi, gdy Bruno masturbuje się czując swoją śmieszność, choć nie przestając sprawiać sobie przyjemności. Podczas czytania tego fragmentu czułam uścisk w żołądku, choć mnie też chciało się śmiać.

      Usuń
    4. Właśnie, najbardziej ciekawa jestem, co miał na myśli sam autor ;-) Kilka komentarzy wyżej utożsamiłam go - wbrew wszelkim regułom, lecz na solidnej podstawie ;-) - z narratorem. Bo Houellebecq w felietonach ("Interwencje 2") prezentuje identyczne poglądy na tzw. współczesność jak narrator "Cząstek".
      Tak, scena z uczennicą jest świetnym przykładem tego gorzkiego poczucia humoru. Podobnie jak perypetie Bruna w Miejscu Odmiany - zanim poznaje Christiane, podgląda letniczki i folguje wyobraźni. To śmieszne i straszne zarazem.
      I jeszcze o analogii człowiek- zwierzę: czy nie płynie z niej wniosek, że, w porównaniu ze zwierzęciem (lub szerzej- z naturą) to właśnie człowiek jest w y n a t u r z o n y? W tym kontekście cała powieść jest niczym "Z kamerą wśród ludzi"...
      P.S. Możliwe, że mogłybyśmy pokłócić się o "Uległość", o ile Tobie, Olgo, przypadłaby ta książka do gustu :-) Bo jeśli o mnie chodzi, to akurat ona podobała mi się ze wszystkich "Łelebeków" najmniej.

      Usuń
    5. Olgo, moim zdaniem na tym polega urok internetowych dyskusji, że nie są ograniczone w czasie :-). Natomiast pytanie o rolę kobiety jest tutaj bardzo dobre -- Marta wyżej wspomina, że autor właściwie nie przeprowadza krytyki kobiet. A może tutaj jest haczek? Może postaci żeńskie nie wydają mu się aż tak ciekawe? W końcu, jak na historię "nowego gatunku" "Cząstki..." pogrywają nie tyle z historią Adama i Ewy, co Abla i Kaina, ten kobiecy pierwiastek zostaje w tej bazowej, "mitycznej" warstwie historii na marginesie.

      Usuń
  4. Nie dołączę do dyskusji na tym poziomie, bo książkę czytałam dwa lata temu i niestety brakuje mi świeżości spojrzenia. Przypomniałam sobie moje rozważania po lekturze i wynika z nich, że ja odczytałam ją przede wszystkim jako książkę o tragizmie jednostki. Ciekawa dyskusja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością bohaterowie Houellebecqa to postaci tragiczne - jedne z najtragiczniejszych, w każdym razie, z jakimi spotkałam się w książkach. Ale najbardziej przerażające jest to, że zostali ulepieni na nasz wzór i podobieństwo...

      Usuń
  5. http://polinijce.blogspot.com/ Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń