O Polakach mówi się, że przestali się wstydzić. Wszystkiego: braku gustu i oczytania, kultu pieniądza, nieznajomości języków obcych i wulgaryzmów używanych w miejsce przecinków. Trudno zatem się dziwić - zwłaszcza, gdy przyjrzymy się okładce debiutanckiej książki Konrada Oprzędka i przeczytamy reportaże ze zbioru "Polak sprzeda zmysły" - że mieszkańcy nadwiślańskiego kraju coraz rzadziej przyznają się do skrępowania cielesnością i seksem. I że ogłaszają ten fakt światu, obok anonsów o sprzedaży używanego sprzętu domowego i dousznego lekarstwa na nudę. Gdzie? W Internecie.
Pomysł, żeby z zawartości ogłoszeń drobnych - zamieszczanych niegdyś w gazecie za trzy złote za słowo, dziś na wirtualnym targu, najczęściej za darmo - uczynić narzędzie diagnozy społecznej, nie jest pomysłem nowym. Kilka dekad temu "literaturę z ogłoszeń prasowych" uprawiał Krzysztof Kąkolewski, wirtuoz polskiego reportażu. Dziś reaktywuje go Konrad Oprzędek, młody dziennikarz, który rozmawia z autorami internetowych anonsów i pyta o stojące za nimi historie. Na równi z przyczyną, dla której ktoś sprzedaje w sieci swój... intymny zapach, zakonserwowany na materiale koronkowych majtek, intrygują go powody wystawienia na sprzedaż starej pralki, telefonu komórkowego, historycznych pamiątek i dewocjonaliów.
Po mocnym wstępie - historia kobiety szukającej w sieci dawcy nasienia - Oprzędek kieruje swe zainteresowanie w stronę bardziej konwencjonalnych anonsów, zwyczajowo kojarzonych z działem Kupię, sprzedam, zamienię. Za każdym razem ich treść jest jedynie pretekstem do poznania tego, co ciekawsze: historii o zwyczajnym życiu i jego zwyczajnych-niezwyczajnych bohaterach. Obok przedsiębiorczych handlarzy zmysłami, oferujących w Internecie "złoty deszcz" i pogaduszki przez seks-telefon, żyją w Polsce tacy, którym sen z powiek spędza wysokość przyszłej emerytury i to, jak przeżyć do pierwszego. Często to oni "wylogowują się z rzeczywistości" i szukają szczęścia na erotycznych czatach i portalach, gdzie można udawać, że ma się inne, lepsze życie. Młodzi, wykształceni, z większych - i mniejszych - miast, w reportażach Oprzędka o życiu w Polsce wypowiadają się w rozgoryczonym tonie:
"(...) my, śmieciówkarze, chowamy się przed obcymi w smartfonach. Nasze pokolenie zastało świat murowany, a zostawi tekturowy. Bo nie dajemy wiary, że możemy zrobić coś w miarę trwałego. Po co mam poznawać kogoś z bloku, jeśli nie jestem pewna, czy w przyszłym miesiącu dalej będę tu mieszkać. Może nie starczy mi na czynsz i będę musiała wyprowadzić się do rodziców". [1]
Trudno żyć w świecie naznaczonym niepewnością i nudą, w kraju, w którym praca na etat dla wielu jest szczytem marzeń. Ale ogłoszenia made in Poland nie są wyłącznie produktem frustracji - w książce Oprzędka znajdziemy również wzruszające historie. Jak ta o kobiecie, która w każdą rocznicę śmierci przyjaciół pisze ogłoszenie w stylu: "Ktokolwiek widział". Bo pamięta i tęskni. Oraz apele romantyków-wrażliwców, którzy w kolejce po mleko zobaczyli uroczą szatynkę - lub przystojnego bruneta - ale w realu zabrakło im śmiałości, żeby podejść, więc piszą. Licząc na to, że szatynka zobaczy anons, a Internet sprawdzi się w roli swatki.
Zamieść ogłoszenie, a powiem ci, kim jesteś? Oprzędek udowadnia, że rynek anonsów to papierek lakmusowy naszych pragnień i lęków. I że nie potrzeba szkiełka i oka, aby uzyskać klarowny obraz współczesności - wystarczy poszperać w dziale z ogłoszeniami. Reportaże zebrane w książce "Polak sprzeda zmysły" mówią wiele o zmieniającej się obyczajowości Polaków, o naszym topniejącym wstydzie i rosnących obawach. Szkoda jedynie, że autor nie pokusił się o odwiedziny na portalach randkowych i w takich działach z ogłoszeniami, jak Szukam pracy i Sprzedam/wynajmę mieszkanie. Szkoda również, że niektóre reportaże potraktowane zostały dość pobieżnie i, jako takie, przypominają raczej szkic, niż pełną opowieść. Jakkolwiek by nie było, nie sposób nie zgodzić się z Mariuszem Szczygłem, który tak pisze o książce:
"Wreszcie możemy zobaczyć siebie! Nie ma o Polsce takich książek jak debiut Konrada Oprzędka. Wariackich, ale pogodnych. Smutnych, ale nie przygnębiających". [2]
Ponoć to literatura naśladuje życie. A życie? Życie pisze swoją własną literaturę - literaturę z ogłoszeń.
Oprzędek, K. (2016). Polak sprzeda zmysły. Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa.[1] Ibidem, str. 50;
[2] Ibidem, czwarta strona okładki.
***
P.S. Blogową awanturę o "Lalkę" Prusa, planowaną na 11. grudnia, z powodu zaistnienia tzw. siły wyższej jesteśmy zmuszone przełożyć na Nowy Rok. Przepraszamy - i zapraszamy w styczniu. Konkretnej daty wypatrujcie na Leżę i czytam i na fanpage'u Pyzy Wędrowniczki. Stay tuned!
Do przeczytania tego debiutu mnie zachęciłaś. Do ponownej lektury "Lalki" - zresztą też. Ja już odrobiłam lekcje, teraz grzecznie czekam:)
OdpowiedzUsuńOlu, super, że dołączysz do nas w styczniu! :-)
UsuńP.S. Mam nadzieję, że przez miesiąc nie zapomnimy szczegółów lektury... Nie wiem, jak Ty, ale ja ostatnio bardzo dużo myślę o Stachu! ;-)
UsuńCiekawe spojrzenie na naszą rzeczywistość. Mam wrażenie, że diagnoza postawiona przez autora może kształtować się różnie, w zależności na jakie portale zaglądał. Jakiś czas temu bowiem miałam po raz pierwszy do czynienia z olx, jakoś tak zawsze zdarzało mi się coś kupować, czy sprzedawać/oddawać przez Allegro. I mam wrażenie, że trafiłam na wielu bardzo dziwnych i specyficznych ludzi. O wielu pewnie mogłabym napisać krótki tekst, bo już sama nasza komunikacja, czy to przez Internet, czy telefon była bardzo intrygująca. Natomiast na Allegro do tej pory nigdy mnie to nie spotkało.
OdpowiedzUsuńCiekawym byłoby wejrzenie na portale randkowe lub bardziej hardcore'owe - na portale z ogłoszeniami rozmaitych usług seksualnych. Miałam w swojej mini-karierze już kilka spraw karnych, w których takie portale występowały gdzieś w tle i zawsze stały za tym przedziwne historie.
Mnie osobiście ciekawią współczesne ogłoszenia matrymonialne, bo spotkałam się z kilkoma historiami zawarcia szczęśliwego związku małżeńskiego właśnie dzięki takiemu ogłoszeniu. Natomiast, o ile samo ogłoszenie zaskakujące nie jest, to już fakt, że para postanowiła wziąć ślub po miesiącu znajomości lub raptem dwukrotnym naocznym widzeniu się jest szokujące. Taki "Ślub od pierwszego wejrzenia" tylko bez kamer telewizyjnych :)
Na allegro jest chyba więcej sklepów, na olx - prywatnych sprzedawców, może to jest klucz? Z książki nie dowiadujemy się, na których portalach Oprzędek znajdował ogłoszeniodawców (i ich historie), ale jedno jest pewne - musiał korzystać z rozmaitych. Bo mamy i "hardcore", i zwyczajność.
UsuńJest tu trochę o miłości, mimo że autor nie analizuje historii stojących za klasycznymi anonsami matrymonialnymi. Ale pisze np. o ludziach, którzy zauroczyli się nieznajomym, spotkanym na ulicy albo w sklepie - i szukają go w sieci. Oraz o mniej konwencjonalnych ogłoszeniach, za którymi stoi, zwyczajnie i po prostu, poszukiwanie uczucia.
No tak, wydaje nam się, że tak poważna decyzja, jak ta o ślubie, powinna być racjonalna. Przemyślana. Długo rozważana. A tymczasem i ja znam kilka podobnych historii, w których para biegnie przed ołtarz wkrótce po poznaniu się. I związek trwa, a nawet kwitnie!
Ciekawe, a nawet bardzo! Z chęcią się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ♥
Świat oczami dwóch pokoleń
W ciekawych czasach żyjemy!
UsuńJestem zainteresowana reportażem, ale niedawno czytałam recenzję, której autorka napisała iż książka pobieżnie traktuje temat, więc trochę się waham. Możliwe, że ostatecznie dam jej szansę, chociaż nie nastawiam się na coś wstrząsającego. Z drugiej strony nie czytałam jeszcze tego typu analizy naszego społeczeństwa, więc może okaże się dla mnie ciekawa.
OdpowiedzUsuńTeż mnie uwierało, że "Polak sprzeda zmysły" to raczej "wstęp do", a nie głęboka analiza współczesnych postaw i zachowań (piszę o tym w paragrafie przed ostatnim cytatem). Ale teraz myślę, że może tak jest lepiej? Autor daje fajną wskazówkę: nie trzeba studiować statystycznych roczników, ani naukowych opracowań, żeby dowiedzieć się co nieco o nas samych. Niby wiadomo, w Internecie jest wszystko, ale zwykle wyciągamy wnioski nie z ogłoszeń, ale z hejtów na fejsie, komentarzy na forach i tym podobnych. Można przeczytać - niewielka książeczka, a daje do myślenia.
UsuńTak, wiem, że też zwróciłaś na to uwagę, ale w mniej ostrym tonie, dlatego zaczęłam zastanawiać się na ile mnie przeszkadzałaby ta pobieżność. Jak widać muszę sięgnąć po książkę, żeby się przekonać.
UsuńW każdym razie - ogłoszenie jako narzędzie analizy współczesności to oryginalna rzecz. Myślę, że warto zaryzykować, zwłaszcza, że czyta się szybko - i z zainteresowaniem.
UsuńOkładka na pierwszy rzut oka dość prowokująca, by nie rzec tandetna, ale teraz, gdy przeczytałem o czym mniej więcej traktuje książka, wydaje mi się ona bardzo adekwatna. O wspomnianym pomyśle prowadzenia reportaży nie słyszałem, ale bardzo mi się on podoba - niektóre z ogłoszeń zamieszczanych w sieci faktycznie są co najmniej zastanawiające. Okazuje się przy tym, że za tą skromną ilością znaków (jeśli tylko odpowiednio zgłębić temat) kryje się rozbudowana i złożona historia.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą takie analizowanie anonsów (czy to gazetowych, czy internetowych) na przestrzeni lat mogłoby być świetną formą badania zmian zachodzących w danym społeczeństwie.
Co by o niej nie mówić - okładka przyciąga wzrok! I pewnie o to chodziło - bo czy jest adekwatna do zawartości, to akurat nie jestem pewna. W książce jest więcej całkiem "zwyczajnych" historii, a nie tych z pieprzykiem.
UsuńNic nie stoi na przeszkodzie, żeby samemu zanurkować w archiwalne anonse. Znasz portal Biblioteki Narodowej - polona.pl? Imponujące zbiory czasopism i gazet codziennych sprzed lat - aż się proszą, żeby sprawdzić, co też ludzie wtedy ogłaszali ;-)
Ale - co właśnie sobie uświadomiłam - ich nadawców nie zapytamy już o stojące za anonsem historie. A to one są przecież najciekawsze.
UsuńNo dokładnie - została nam w ręku tylko skorupka, ale nie dowiemy się już, co też takiego się za nią chowało :) Ale za samo podanie portalu serdecznie dziękuję, bowiem go nie znałem.
UsuńNie ma za co, enjoy! Ale uważaj - niesamowicie wciąga! ;-)
UsuńTak jak do reportażu i ogólnie non-fiction ostatnio coraz mocniej mnie ciągnie, to akurat do książki Oprzędka nic a nic. Wiem, że codzienność bardzo dużo mówi o rzeczywistości, ale tu dla mnie tematyka jest chyba aż nazbyt przyziemna.
OdpowiedzUsuńTa "nazbyt przyziemna" tematyka to według mnie atut.
UsuńP.S. Komentarze blogowe wariują. Twój znalazłam dopiero dzisiaj, zabłąkany, i czym prędzej opublikowałam.